niedziela, 28 czerwca 2009

gdzie się rodzą nowe marzenia?? w konstatynowie :-)

bieganie często do przebierania nogami się nie ogranicza. 2 ost dni będą mi się kojarzyć:
- z polami maków, chabrów, zboża
- zapachami lipy co zakręt, i co prosta
- z mozolnym pisaniem, kalką, wypalarką do drewna, papierem ściernym (nie pytajcie: łaj)
- nowym
malutkim marzeniem biegowym ... o tym chyba jeszcze boję się oficjalnie i _głośno_ pisać (czy też mówić)
a po za tym ... Kasia ma naprawdę trudny plan treningowy pod Budapeszt - wielki szacun! przede wszystkim ze sumienność w realizacji! mnie by taki plan pokonał w 1szym tygodniu ;-)
Dorzucam traske naszych 12 km z soboty -robionych w dość mało sprzyjających okoliczonościach kiełbasiano-boczkowych ;-)

sobota, 27 czerwca 2009

Maki, chabry, kiełbasa, brak jeleni

W piątek w czwórkę z Karolą i Ulą i Jerzykiem zaliczyliśmy sympatyczne bieganie 35-minutowe. 2 pętle w okolicy domu. Planem było przebiec trasę jelenia ale trasa okazała się zatopiona w błocie i ... ani śladu jeleni - ograniczyliśmy się więc tylko do dwóch pętelek i zbierania chabrów i maków.

Karola, wrzucisz zdjęcia?
W sobotę zaczęłyśmy we dwie ambitnym planem 15 km. Wniosek z biegu: zjedzenie pieczonej kiełbaski z cebulką godzinę przed biegiem znacznie skraca dystans. W sensie: założony dystans staje się nie do wykonania, trzeba go znacznie skrócić i natychmiast pozbyć się ciężaru z brzucha :-) ASAP
A poza tym gorące przygotowania do Biegu pod Dębami :-)
Super, że przyjechaliście...

Nocny Bieg Powstania Warszawskiego

Co prawda zapisy jeszcze nie ruszyły (ruszają 13 lipca), ale warto sobie gdzieś zapisać o tym biegu (więc ja zapisuję na blogu ;-). Odbędzie się 25 lipca o 20:45. Dystanse 5 i 10 km.

Biegałem kiedyś w tym biegu, jak jeszcze nie był "nocnym". Wtedy odbywał się w okolicach Starówki. Później został przeniesiony na AWF, a w tym roku:

Trasa Biegu: ul. Konwiktorska do ul. Bonifraterskiej, skręt w lewo do ul. Miodowej, Krakowskiego Przedmieścia i Karowej, następnie do Wybrzeża Gdańskiego, i ul. Sanguszki do Konwiktorskiej. Meta dystansu 5 km./1 pętla/ i dystansu 10 km /2 pętle/ w jednym miejscu. Start wspólny dla obu dystansów.

I dwie takie rundki. Więcej informacji i regulamin tutaj.

P.S. Mnie ciągle coś odwodzi od biegania jak wyleczyłem przeziębienie to wczoraj miałem "bliskie spotkanie" ze skrzynką pocztową i mam 2 szwy na głowie ;-)

wtorek, 23 czerwca 2009

Truskawka - dodatkowe zdjęcia

Znalazłam jakąś nową galerię zdjęć z biegu Truskawki!
Zajrzyjcie koniecznie - mamy kilka fajnych fotek.
http://www.silne-studio.pl/Truskawka/

poniedziałek, 22 czerwca 2009

midnight sun ...

było wszystko o czym można pomyśleć, nie koniecznie zamarzyć to sobie czyli:
  • najdroższa pizza w moim życiu,
  • brak bagażu przez 2 dni, w tym brak rzeczy do biegania(i związane w tym emocje),
  • prawie puszczony z dymem klasztor sióstr elzbietanek (bo instrukcja do bagietki byla tylko po norwesku),
  • 4 doby słońca na okrągło (+ kłopty z zasypianiem),
  • odpowiednia ilość żołądkowej gorzkiej na roztrenowanie organizmu
  • i oczywiście bieganie po nocy, może nie w pełnym słońcu bo się niestety zachmurzyło, ale potrzeby dodatkowego doświetlania
  • do tego medale - junikat
  • wiwatujący 'tłum' kibiców na mecie ;-) hihihihi
  • i łzy szczęścia, że można biegać szybciej nie czując sie bardziej zmęczonym!!
  • i rozekscytowana Iza na mecie z aparatem na szyi :-)
Wracając do samego biegu, organizacja bardzo dobra: fajne pakiety startowe, miła obsługa, dobrze oznaczona trasa, sporo kibiców, banany/picie na trasie co 4-5km, na mecie banany, napoje, kanapki (ciepłej herbaty mi zabrakło tak szczerze tylko). Trasa ciekawa, wzdluż brzegu w 90%, widoki naprawdę wyjątkowe. Pogodowo generalnie OK (troche padało i wiało przez pierwsze 10 kmów). Bieg zorganizowany tak, że ostatnie 21 km maratonu było jednocześnie trasą półmaratonu, a sam półmaraton startował 2 godzin po maratonie. Bieglo sie to sympatycznie, bo ludzie mieszali się na trasie, więcej się działo, większość to obcokrajowcy, więc językiem wszechobecnym był angielski.
Półmaraton w Łodzi wprowadził mnie w inne bieganie. i na tej fali pozytywnej energii na razie biegam. Na luzie, bez napięć. Pilnując tylko tętna. i mając w głowie jeden cel: wygrać w kategorii: 'najładniejszy usmiech na mecie' inaczej mówiąc tak biec, żeby się nie zajechać :-)
Jeszcze kilka statystyk: wykorzystalam Garmina, zeby podzielić trasę na 4 petle: 6, 5, 5, 5km, coby móc sprawdzić jak rozkładam siły i prędkość:
1) 6,13km - śr HR 164, śr tempo: 6min15sek / km
2) 5 km - śr HR 174, śr tempo: 5min54sek / km
3) 5 km - śr HR 180, śr tempo: 5min48sek / km
4) 5 km - śr HR 184, śr tempo: 5min46sek / km
bardzo sie cieszę, że z biegu na bieg parametry się obniżają, i był to mój 1szy półmaraton przebiegnięty w średnim tempie poniżej 6 min/km :-) mała rzecz, ale nie macie pojęcia jak bardzo cieszy!!!! :-)
na razie jeśli chodzi o plany to wiadomo, że priorytet ma Berlin (a plan to go przebiec), ale zaraz potem pojawia się w mojej głowie małe miejsce na nieśmiałe marzenie: Wiązowną 2010: złamać 2 godzin na połówkę... czy nie jestem zbyt pazerana? nie wiem ... ale kim bylibyśmy bez marzeń???

19:00 Pola mokotowskie

Biegowe plotki przez 15 km. kto chętny? spotykamy sie tam gdzie zawsze (czyli od ul Batorego). W planie wolne poweekendowe bieganie + inne atrakcje
'tam gdzie zwykle' mozemy zamienic na jakąs inną lokalizacje. w zasadzie nie wiedzialam nawet że na Polach biegamy - gdyby Edit tego nie napisała w mejlu ;-)

niedziela, 21 czerwca 2009

Bieg Świętojański w Arturówku

Uprzejmie donoszę, ze Bieg Świętojański w Arturówku (10km) - ZALICZONY :-)
Bardzo sympatyczna atmosfera, trasa składała się z dwóch pętli po 5 km (panowie biegli 3 pętle), przez las Łagiewnicki. Sporo pod górkę - łagodną ale dłuuuugą. Na początku biegłam jako ostatnia - czułam na plecach oddech pana rowerzysty ubezpieczjącego wlokące się zwłoki. Ale po 1-szym kilometrze wyprzedziłam pana, potem panią, potem inną panią i dwie panie, i dogoniłam panią w zielonej koszulce - chwilę porozmawiałyśmy a następnie zaczęła wyprzedzać mnie fala facetów którzy robili już trzecie okrązenie!!! Dopingowałam ich brawami ale część z nich to byli ci głusi, którzy biegli w Łodzi maraton ;-) Dopiero później pojawili się biegacze słyszący i uśmiechający się. Udało się wyprzedzić jeszcze jedną panią i dwóch panów. Niestety nie jestem w stanie podać ilości panów którzy wyprzedzili mnie - wiem że było ich wielu!
Doczłapałam do mety w jednym kawałku, starczyło medali (to absolutnie fantastyczna wiadomość) i jeszcze były wianki świętojańskie - urocze. Podano równiez kiełbaski z grilla i słodkie bułeczki. I w ogóle było super.
Agnieszka robiła piękne zdjęcia - bardzo bardzo dziękuję!
Po biegu zaczął się jeszcze bieg z psem - robiło to spore wrażenie. Zobaczcie fotki, zapraszam :-)

wtorek, 16 czerwca 2009

gdzie te koleiny???

Biegam sobie, biegam - zgodnie z planem, takim co to ma mi niby pozwolić _dobiec_ w Berlinie. Szczęśliwie wpadam w rymt. Wymyślone treningi polubiłam nawet. Aż tu nagle małe rozprężenie: wypad w góry na 4 dni. Dodatkowo przed wypadem też mały samochód chłodnia, więc na siłowni 3 poprzednie razy nie byłam, 1 trening biegowy (w środę przed wyjazdem) odpuściłam ... Skutek-> czuję sie jakbym w kolein, w których funkcjonowałam do tej pory, wypadła; jakby z toru zniosło mnie gdzieś na pobocze, tylko zawrócić jakoś ciężko.
Po wczorajszym bieganiu (realizacja planu w 60% jedynie) czułam się jak czołg. Masakra kompletna. Tętno wysokie, szybkie zmęczenie, nogi jak z ołowiu ... Wstyd się przyznać ale normalnie nie chciało mi się biec (więc skończyłam wcześniej).
Zaglądam dziś rano w kalendarz z planem i widzę, że do startu 13 i pół tygodnia. I jakoś tak poczułam zimny oddech na plecach, że mało czasu... lekka panika w głowie po tytułem: to w jakim stanie będę po urlopie lipcowym? Czy 2 tygodnie przerwy nie spowoduje generalnie powrotu do punktu startowego treningów?
Teraz pozostaje mi spróbować jak najszybciej wrócić na
moje koleiny ... i starać się z nich nie wypadać. i jeszcze entuzjazmu w sobie więcej wykrzesać.

wtorek, 9 czerwca 2009

Bieganie po górach

Wszystkim życzę wybiegań w takim terenie. Ja powoli przygotowuję się do Maratonu Warszawskiego.

UltraRunning from Matt Hart on Vimeo.

poniedziałek, 8 czerwca 2009

obóz kondycyjny w Afryce czyli mobilizacja przed Wiązowną

Jako, że poszło już w eter zostawiam też ślad na blogu: (pół)maraton w Marakeszu pod koniec stycznia 2010, jako obóz kondycyjny i budowanie formy przed najważniejszym startem roku 2010.
Oczywiście ekipy (Aga, Edit, Kasia, Karola), która w roku 2010 będzie zgodnie ze złożonymi (w największej tajemnicy) ślubami mścić Wiązowną, namawiać specjalnie nie trzeba.
  • Wiadomo gdzie trenuja zwycięscy maratonów: w Afryce
  • Wiadomo, że odegrać się musimy, za to co spotkalo nas w tym roku
  • Wiadomo, że tak naprawdę nie biegamy bo lubimy, ale tylko dlatego, zeby Wiązowna 2009 przeszła w niepamięć
Celem nie jest półmaraton w Marakeszu (ani jakiś tam 4tysięcznik Toubkal) - żeby nie było złudzeń - celem jest Wiązowna 2010 :P i tu specjalne plany treningowe, oraz alternatywne plany eliminowania konkurencji na trasie trzeba opracowywać już teraz ;-)
Wiem, że do stycznia 2010 mamy jeszcze kilo czasu, ale biegam bo lubię wybiegać w przyszłość (cytuje za Iloną): stąd bez pośpiechu rzucam taki pomysł już dziś. Czasem pewne rzeczy trzeba budżetować wcześniej, po za tym i tak już w kuluarach biegowych rozmawiamy o tym evencie mniej czy bardziej oficjalnie :-)

Aha - nad przygotowaniami do Wiązownej od strony artystycznej czuwa Kasia :-)

* proposition for January 2010: (half)marathon in Marrakesh (Maroco)
Running could be combine with 4 days chillout at the seasite or hikking the highest mountain in Maroco - Toubkal.

Gdynia

Gdynia to piękne miasto, zwłaszcza w nocy! ...:) i na tym bym zakończyła swoją relację, ale napiszę, a co mi tam :))) Przed biegiem zrobiłyśmy sobie rozgrzewkę, mocno kontrolując tętno, Karola dała mi parę wskazówek, bo moja "zabawa" z tętnem dopiero się zaczyna i nie zdązyłam jeszcze nad nim popracować. Do tej pory nie zwracałam na to uwagi i biegałam na bardzo wysokim, ale Mądrzy tego Bloga uświadomili mi, ze to wazne:) Na rozgrzewce nawet nieźle wychodziło, ale jak tylko wystrzelił pistolet na "start" wszystko diabli wzięli, wszyscy wyrwali do przodu jak poparzeni, a ja za nimi. No przeciez nie zostanę w tyle na pierwszej pętli :) Tętno skoczyło jak szalone do góry i tak juz zostało. Moje maksymalne powinno być 181, a ja co? cały półmaraton w Gdyni przebiegłam na 186 i więcej. Czasem, na podbiegu dochodziło do 191 :( Juz po pierwszej pętli wiedziałam, ze wiele tu nie zwojuję, nic innego nie pozostało tylko ratować honor i "dopełnić" biegu :) Kiedy Karola znikła mi z oczu, na drugiej pętli, a peacemaker pobiegł w krzaki za potrzebą :) i grupa troche się rozpierzchła zaczęłyśmy biec z Justyną razem - tempo miałyśmy takie same, więc biegło się dobrze. Fajnie jest mieć taką duszyczkę koło siebie, nawet jak się za duzo nie gada. Czasem tylko, kiedy z prędkością światła wyprzedzała nas jakaś ekipa "harpaganów" Justyna mówiła: "uwazaj, nie daj się porwać" :) nie groziło mi to :) Biegłam jednostajnym tempem, trochę jak w transie, patrząc pod nogi i wiedziałam, że nie będzie mowy o zadnym przyśpieszeniu. Na 17 km wyłączył mi się telefon, po tym jak go włożyłam do kieszeni, zeby zazyc zelu, więc po profilu. Postanowiłam kontrolować tylko tętno - jakby było co kontrolować :) ono cały czas było tak samo wysokie :) I na takim dobieglam do mety! Mój czas na całości 2:23,46 - nie wiem, ile było na 21,097 km. Poprawilam czas z Wiazownej, i to jest fajne, ale z tętnem i tak się jeszcze rozprawię :))) P.S. Drobna dygresja - na drugiej chyba pętli biegnie przede mną para w wieku ok 45-50 lat. Ona: "kontrolujesz tetno?" On: "tak, cały czas mam 12o". Spojrzałam na swoje - 186 - no comments! hi,hi,hi :)))

a w nocnym bieganiu po Gdyni lubię ...

poczuć na twarzy krople z morza wyrzucane przez fale do góry tuż przed rozpoczynającym się 800 metrowym podbiegiem pod górę (to była naprawdę zajezdnia) ... ;-) przyjemność była x5 bo na 5ciu pętlach walczyć przyszło w sobotnią noc. W tym samym miejscu, przy każdej pętli wiadomo było, że to ostatnia z tych przyjemniejszych chwil :P
Bieganie nocą po mieście, przy wstrzymanym ruchu, szumiącym morzu, sztucznych ogniach za plecami - rewelka. Każdor
azowy zbieg na deptak nadmorski powodował u mnie w głowie takie: WOW!!! Szczególnie jak już niebo było kompletnie czarne.
Pogoda sprzyjała - był lekki wietrzyk, ale nie padało, temperatura też OK. Prywatni kibice dopisali - wielkie podziekowa
nia za okrzyki i zdjęcia!
Udało się pozn
ać i zaprzyjaźnić: przed startem z ekipą fotoreportów z sportfoto.pl, a już na 1szych metrach z wyjątkową ekipą biegaczy z Wrocławia (kolega pacemaker na 5:00, i kolega Tomek - pozdrawiam!) oraz dziewczynami: Justyną i Magdą, które biegły złamać 5godzin. Czas/dystans mijają inaczej jak się ma tak wesołą grupę dookoła... i ile tematów można obgadać przy okazji, hihihi ;-)
Od 1,5 pętli biegłam w pojedynkę, z założeniami w głowie: nie pilnuję czasu; pilnuję tylko tętna; no i fajnie byłoby w 2:20 się zmieścić. Ostatnią pętle biegłam bez patrzenia na Garmina (żeby się nie denerwować), aż do oznaczonego punktu na trasie: 21,097km (wtedy też mniej w
ięcej osiągnęłam HRMax biegu: 193). wcisnęłam 'lap' i pchałam się już coraz wolniej pod górkę, do mety (do mety ost 800 metrów było pod górkę :/). A że kątem oka zarknęłam na zegarek - uśmiech nie chodził mi z twarzy do końca!
Podsumowując: obie z Agnieszką wróciłysmy z nowymi życiówkami (tralalalalala). Szkoda tylko, ż
e na wysokości równego dystnasu półmaratońskiego nie było maty, coby chipy mogły dokładny czas złapać. Medale orginalne - baaardzooo ładne - ale biorąc pod uwagę nasze osiągi powinnyśmy były z pucharami jakimś conajmniej wrócić.
Grochówka na mecie smakowała dobrze jak mało co:-) Bieg dla mnie wyjątkowy bo z kategorii: jak to niemożliwe staje się możliwe.
* Bieganie staje się niczym Alchemik Colheo w konteście kopalni złotych myśli

** short version for Balint: running at the sea site during the night is really amazing :-)

Teoretyczne wyliczanie HR Max

Formula Men Women
Age adjusted MHR = 220 - age MHR = 226 - age
Ball State University MHR = 214 – (0.8 x age) MHR = 209 – (0.9 x age)
Londeree & Moeschberger MHR = 206.3 - (0.711 x age) MHR = 206.3 - (0.711 x age)
Miller et al MHR = 217- (0.85 x age) MHR = 217- (0.85 x age)

niedziela, 7 czerwca 2009

dłuższy dzień.... lub ciąg dalszy biegania po nocy

nim się zbiorę i o Gdyni coś naskrobię (a jest się czym podzielić głównie z kategorii:bieganie a sens życia! hihihi), chcę na szybko dać co znalazłam w skrzynce:
"We confirm your registration and that we have received the entry fee for the distance
Toro Half Marathon at the Midnight Sun Marathon in Tromsø June 20th 2009. The starting time for Toro Half Marathon is 10:30 PM at Grønnegata. The Skarven Breakfast Race starts from the Culture House on Saturday June 20th at 10:15 AM and goes to Vertshuset Skarven, where free breakfast is served to all participants. Here you will find more information about the race: http://www.msm.no/midnight-sun-marathon.9866.en.html
We welcome you to a great running experience!"
.... pamiętam jak trafiłam przypadkiem na początku roku na linka z tą imprezą; jak arktyczna egzotyka białych nocy połączona z bieganiem stała się moim małym biegowym marzeniem - poprostu czułam,że chce tam pobiec; jak myślałam:'może za rok się uda' ...
Tymczasem - niech mnie ktoś uszczypnie! Za 2 tygodnie tam będę i to jest ciągle taaaaakieeeee nierealne ... Marzenia się spełniają (i dlatego trzeba naprawdę uważać o czym się marzy:P ) !!!

HR max


Jako iż mam tego Forerunnera postanowiłem spróbować zmierzyć swoje maksymalne tętno, bo w sumie nigdy się tym nie przejmowałem.
I have my Forerunner, so I decided to try and measure my maximum heart rate, because until now I didn't care for it.

Najpierw wykonałem obliczenia teoretyczne i wyszło tak:
First I did the theoretical math:

Age adjusted: 220 - age = 187
Ball State University: 214 - (0.8 x age) = 187,6
Londeree & Moeschberger: 206.3 - (0.711 x age) = 182,8
Miller et al: 217 - (0,85 x age) = 188,95

Następnie wykonałem test praktyczny, czyli 2 razy trzy minuty biegu na maksa z trzyminutową przerwą w truchcie. O dziwo odcinki 3 minutowe pobiegłem w bardzo podobnym tempie, mimo że drugi był już na zmęczeniu.
Then I conducted a practical test: 2 times three minutes of pedal-to-the-metal run with a three-minute jogging rest. What is surprising is that the tempo of the three minute runs was very similar, although the second one was run while I was not fully recovered.
1. 859m - 3:29 min/km
2. 845m - 3:32 min/km

HR Max "zaliczyłem" pod koniec drugiego odcinka - 182!! Trochę mnie to zdziwiło, bo wydawało mi się, że będzie ciut wyższe. Do tej pory jak mierzyłem sobie tętno ręcznie po szybszych odcinkach to wychodziło mi 30-31 uderzeń na 10 sekund. Będę się jeszcze temu tętnu przyglądał, bo mnie zaciekawiło :-)
The HR Max was recorded at the end of the second run - 182!! I was a little surprised, because I expected it to be a bit higher. When I measures my pulse "manually" after faster runs it was 30-31/10 seconds. I will be watching the heart rate in the future, because it got me curious :-)


Wniosek (conclusion): THE WINNER IS... Londeree & Moeschberger!! :-))

Co ciekawe po 3 minutach marszu tętno spadło do ok. 110 BPM i utrzymywało się na tym poziomie przez 15 minut po biegu, po czym spadło do 90-95. A dalej już nie mierzyłem.
Another interesting fact is that after 3 minutes of walking the HR fell to 110 BPM and fuctuated around this level for 15 minutes after the run. It then fell to around 90-95. I stopped the measurement at that time.

piątek, 5 czerwca 2009

24th Nike Budapest Half Marathon 2009.09.06

Kasia’s mentioned this topic, but I would like to bring it on the top again.
Who is planning to go to Budapest in September? Or maybe I should ask first: who is already registered for half-marathon? ;-)))
Some statistics about last year race: over 6000 runners (more then in Prague this year); more than 1200 runners from 49 countries – really international event. The course goes through the beautiful parts of the city, and bridges. Kasia, Balint – could u please confirm that??
<-- course map. Important info: the time limit is 2h30 minutes.
The same as it was in Prague - It is good occasion to mix running with visiting interesting places in one weekend ;-)

A słowo ciałem się stało...

To było wczoraj. A stało się tak... Najpierw 5 godzin za kółkiem - upssss to chyba nie ta kategoria. Po szczęśliwym zaparkowaniu pod domem rodziców pobiegłam sobie do cioci po symulację rat kredytu. Wydawało mi się, że biegnę na drugi koniec miasteczka i że będzie to trwało w nieskończoność... Okazało się, że w pamięci pozostały mi perspektywa milickich odległości z punktu widzenia dziecka :) Do cioci biegłam jakieś 7 minut. Jak zobaczyłam potencjalną wysokość rat kredytu tętno mi skoczyło dosyć mocno, ale co tam - z powrotem od pierwszych sekund zdyszana pobieglam sobie naookoło Milicza, przez las, przez swoje osiedle. I znowu... wydawało mi się, że tym razem to naprawdę biegnę na koniec świata a biegłam raptem 20 minutek. Także miałam taki spokojny traning.
W poniedziałek zaś, czyli kilka dni temu robiłam sobie na PM przebieżki latarniowe. Latarnie w parku są jakieś oszukane - 3 latarnie nie równają się 3 latarniom na ulicy. Następnym razem trzeba będzie zwiększyć dystans :)
W sobotę, w ramach solidarności z Agą i Karolą - będę biegać między ławkami moich słuchaczy :) w niedzielę też:) Dziewczyny trzymam mocno kciuki za udaną imprezę! mnóstwo wrażeń i syndrom zapomnienia na mecie !!!!!
ps. chyba się starzeję - pokazywałam mamie zdjęcia z truskawki i się normalnie wzruszyłam :)

Zajrzyjcie do maila!

od Agnieszki - jeszcze odnośnie Truskawki :-) :-D

wczorajsze aby wolniej ...:)

Najpierw szukałam wymówek za tym, żeby nie biegać :) - zaczęło padać, ale tylko pokropiło i przestało :( później coś zjadłam, a przecież nie biega się z pełnym żołądniem, na koniec liczyłam, że moja nokia nie znajdzie GPS-a, a biegać tak bez oprzyrządowania....? - jak na złość znalazła :) Cała nadzieja w pulsometrze Karoli (to miał być trening na tętno), bo jakoś nie pokazywał mi tętna - pomyślałam, że chyba nie żyję, skoro cały czas jest 0 :) i wtedy przypomnialam sobie, żeby zmoczyć pasek :))) - zaskoczył i juz nie było wymówek. Miało być 5 km wolnego biegu ze skrupulatnym pomiarem tętna tak, jak to ostatnio zrobiłyśmy z Karolą. Okazuje się, ze jest to nieziemsko trudne - tak kontrolować się cały czas, zeby biec wolniej, a kiedy tętno skacze, zwalniać jeszcze bardziej - prawie do marszu. Oczywiście przyjemniej i skuteczniej jest robić to we dwie sztuki :))) To była prawdziwa udręka utrzymać je najpierw na poziomie 150-155 (pierwsze 2km), a później nie przekraczać 165. Tak, tak, u mnie to są takie parametry (nie wyobrazam sobie biegu na 130, takie to ja mam w spoczynku :))) Ale wiem, ze się da, bo Karola jest tego zywym przykładem :) no i uczy pokory i cierpliwości :)))

czwartek, 4 czerwca 2009

Self introducing Balint

First of all, thanks Kas for the invitation. Sorry for the language but my EN is still a lot better than my PL. To put it short, I'll be a "guest" runner at the półmaraton, Budapeszt 06.09.2009.

I paid the participation fee yesterday and bought the shoes today (linked by Kas' request :-)), so almost all of the financial investment is done. Tomorrow I'll start investing my time and endurance - there's a nice bycicle road next to my place, along the river (Danube), perfect for running. By the way, I'm from Szentendre, Hungary.

I'm not completely new to running, I did a couple of marathons in the early 90's, so this is the very moment when I'm about to prove myself I'm still able to do these things I did when I was a teenager. (The attached photo is from 1991, Vienna. Yes, it's snow. No, it's not underwear, it's a real shorts I'm wearing.) I'm now 10 kgs heavier and a lot lazier and I expext both of these things to be gone soon. OK, I'll be glad with -5 kgs. Well, I think I shouldn't be talking about this boring stuff. That's it.
One question: are you serious about this event I copied from Planowane starty?
01.11.2009 maraton, Nowy Jork

Okay, have fun. Thanks for allowing me in here.
B

50km - maraton pieszy - Dorota, Janek proszę o radę

Wynalazłam taki 50km maraton pieszy niedaleko Łodzi w lipcu i korci mnie żeby spróbować ale... się boję czy to aby nie za dużo.
http://maraton.pegaz.biz/

Dorota, Janek - Wy zaliczacie 2x tyle - podpowiedzcie mi czy taki dystans (po płaskim raczej, limit czasu 14 godzin, z mapą, start rano) jest do wykonania dla osoby, która raczej truchta treningowo niż chodzi? Kiedy zaczynają odpadać nogi (ewentualnie inne części ciała)? Czy powinno się do takiego czegoś jakieś specjalne przygotowania robić?
Mam ochotę spróbować ale potrzebuję kilku wskazówek albo podpowiedzi czy nie porwę się z motyką na księżyc :-)

A... a może ktoś jeszcze miałby ochotę na spacer po Ziemi Opoczyńskiej?

Kierat relacje

Pojawiło się pare relacji z Kierat'a i fotki:
http://kierat.webpark.pl/rel2009tt.pdf
http://kierat.webpark.pl/rel2009ps.html



środa, 3 czerwca 2009

małymi krokami w kierunku Berlina przez Gdynie

W sobotę nocne bieganie po Gdyni. Jeden ze sprawdzianów przed Berlinem. Trasa spodobałaby się Edit: jest pętelka: 4,2 km; na połówkę trzeba ją 5 razy zrobić. Mam nadzieję, że pogoda dopisze: byle by nie wiało bardzo od morza. Chciałabym dobrze motywująca do biegania w równym tempie play listę pod ten bieg przygotować... Debiutujemy z Agą w specjalnych morskich koszulkach ;-) będzie wesoły akcent i ułatwimy kibicom rozpoznawanie nas w tłumie!

Ten tydzień upływa mi znowu na unikaniu siłowni (qrde nie wiem co się stało ale juz drugi tydzień nie mogę do Gymnasionu dojechać), i wpisanych w Berlinowego excela biegach (w poniedziałek biegałysmy z Agą, wczoraj w zasadzie też bo 3/4biegu przegadałyśmy przez telefon; dziś już tylko lajtowe 6km koło domu; mapki poniżej)
. aha - pogodę pod wieczorne bieganie w tym tygodniu na mokotowie to chyba Mikołaj zamawiał;-) Kropiło za każdym razem ;-)
tzw 'operacjaBerlin' o tyle zmienia biegowe życie, że nie robię żadnych przygotowań pod starty w między czasie. Czy Gdynia, czy Tromso to jakby część treningu. Takie urozmaicenia i weryfikacja czy trening przynosi rezultaty. o tym chciałam dziś 2 słowa. Subiektywnie widzę poprawę kilku "parametrów". Zacznę od tętna. Jego wysokość na zwykłych wolnych treningach doprowadzała mnie do szału. Bieganie na tętnie 150 czy niżej wydawało mi się NIEMOŻLIWE wogóle nigdy. Te pare miesięcy (od marca??) dało mi czas na: 1) ustalenie empirycznie poziom HR max (200) 2) wyuczenie organizmu biegania na niższym tętnie. Może mi to jeszcze nie wychodzi na zawodach, ale codzienne treningi robię obecnie spokojnie na tętnie +/- 150 (chyba, że jakiś przystojniak biegnie ze mną -wtedy wiadomo serducho wali mocniej, hihihi), rozgrzewki nawet na 140. Po przebieżkach tętno szybko schodzi mi do poziomu 140. To jest mój taki mały sukces biegowy. Jak uda mi się jeszcze tętno podczas startów opanować to wogóle będzie rewelacja (a udało się już raz w Łodzi) :-)
Kolejny pozytyw to przyzwyczajenie organizmu do dystnasów. Trening typu 10 km jest już w zasadzie krótkim treningiem. 15 km to miły dystans ;) taki chyba lubię obecnie najbardziej (a więcej na razie treningowo nie biegam). Jak biegnę do królikarni to jakbym szła po bułki, mam wrażenie, że się nawet nie rozgrzeje dobrze. Średnia ilość km robionych tygodniowo w kwietniu i maju to 45 -zdecydowanie więcej niż wcześniej.
Żeby nie było zbyt różowo - nie widzę poprawy szybkości. Ale jakoś w kontekście maratonu nie martwi mnie to aż tak bardzo. Po za tym jest jeszcze trochę czasu (a dokładnie 109 dni)
Widzę efekty i sens wkładanego wysiłku, cieszę się z nich. Mam nadzieje, że buduje się dobra baza pod te magiczne 42 km :-) a po powrocie z Tromso rozpoczynam BPS (hihihi pamietam jak rok temu nie wiedziałam nawet co skrót znaczy :P ).

Wieczorna Zajączarnia

Wczoraj biegłem sobie stałą trasą, ale w połowie postanowiłem, że ją urozmaicę i zamiast wracać tą samą drogą zahaczę o Zajęczarnię ;-)

Wyszło 10 kilometrów ze średnią prędkością 5:20 min/km.

Playlista: Jacek Kaczmarski

P.S. Jeszcze kilka refleksji po niedzielnej truskawce:
1. Podkolanówki tym razem nie zakwasiły mi łydki, więc jeszcze dam im szanse. :-)
2. W dłuższych zawodach (od półmaratonu wzwyż) raczej nie będę biegał z Forerunnerem, bo jest ciężki a trasa przeważnie i tak jest oznaczona co kilometr, więc można według nich kontrolować tempo. Forerunnera zostawię do treningów bo podczas nich sprawdza się doskonale.

wtorek, 2 czerwca 2009

Truskawkowe foto by Doris

Mamy trochę fajnych zdjęć na maratończyk.pl (wybralam po jednym, ale jest więcej):

truskawkowe szaleństwo :)))

I znowu las, a jak las to leśne ścieżki, nie zawsze ubite, czasem piaszczyste, czasem pod górę :) Brrr, przy życiu trzymała mnie jedna myśl: "dasz radę, na Wesołej Stówce było dużo gorzej" :) Generalnie wiem juz jedno - nie lubię sie scigać w lesie! W lesie to ja sobie mogę pospacerować w miłym towarzystwie, pojeździc na rowerze, ewentualnie jakiś niezobowiazujący trening "popełnić", ale startować nie lubię i juz!!! :) Jednak II Bieg Truskawki, choć momentami, trudny, był bardzo udany - ze względu na atmosferę, doborowe towarzystwo, fajne koszulki i opaski, które robiły furorę :) i pogodę, bo co by nie mówić - na biegu mielismy super pogodę. No i finisz baaaardzo mi sie podobał - to, ze wbiegaliśmy we trójkę na metę, trzymając sie za ręce mocno mnie zmotywowało, bo pewnie, gdybym finiszowała sama odpuscilam tempo, a tak nie dało rady, bo Arek z Karolą tak mocno ciągnęli, ze gdybym nie dotrzymała im kroku pewnie bym nosem metę zorała :)))

poniedziałek, 1 czerwca 2009

Mój truskawkowy bieg

Ja, w odróżnieniu od większości z Was, uważam, że trasa była ciężka :-) Szczególnie między 5. a 7. kilometrem, bo było dużo górek, a jeszcze daleko do mety.
Moją mantrą było: "Jest pod górkę, więc za chwilę na pewno będzie z górki!" :-)

No nie znaczy, że nie uważam biegu za fajny. Super atmosfera, super organizacja. Tylko szkoda, że deszcz uniemożliwił przedłużenia pobytu o mały piknik. Przepraszam że go wywołałem ;-)

P.S. Miał się też pojawić podobno Artur, ale okazał się tylko "netowym napinaczem" :-)

truskawkowy Miki

Mikołaj , M30, Polska
Światowej sławy sportowiec, duma polskiej lekkoatletyki,
doskonały strateg biegowy, utytułowany maratończyk,
prywatnie - ojciec i mąż, odpowiedzialny, opanowany,
ostoja i głowa domu