niedziela, 31 stycznia 2010

uwaga duchy

ta.... 12 marca operacja stawu skokowego, a ja sie uaktywniam. biegam min. 4x w tygodniu i wiązowna będzie moim ostatnim podrygiem. dzisiaj się zapisałam.

Wspomnienie lata





W drugim filmie w 1:30 wpadam na mete a po mnie Karola ;)

Wiązowna reaktywacja

Miało być przyjemne bujanie w obłokach, będzie twarde i bolesne stąpanie po ziemi. Miało być słońce, ciepło i piękne widoki z ok. 1000 m n.p.m na Sierra Nevada, a będzie zima i oglądanie asfaltu pod stopami :) i tak Hiszpania przegrała z Wiązowną. Po raz kolejny przekonuję się, że im bardziej od czegoś uciekam, tym bardziej mnie to dopada :) Biegowo oznacza to, że muszę się brać ostro do roboty. Nawet już zaczęłam. Dziś w Falenicy. W sympatycznym towarzystwie kilkunastu świrków, którzy zamiast spać w niedzielę do południa zrywają się skoro świt, by o 9 wystartować ;) Z Agą miałyśmy swojego anioła stróża - Pawła, który sam z siebie (przynajmniej my znamy taką wersję, nic nam nie wiadomo, by ktokolwiek przykładał Pawłowi pistolet do głowy;p) zgłosił się na ochotnika, żeby się nami zaopiekować do 13 km. Później Paweł odbijał na Lkę i pewnie też odbił sobie wcześniejsze marszobiegi w naszym towarzystwie :) Ten 13 km, na którym Paweł miał nas zostawić, był dla mnie jakimś punktem traumatycznym. Przed startem moja panika wcale się nie zredukowała. Kiedy mówiłam organizatorowi o TYM 13 km, insynuując, że wskazane dla dobra ludzkości byłoby, gdyby ktoś tam na nas czekał i doprowadził nas szczęśliwie do mety, to jakoś nikt nie odebrał tego na serio ;p. Na szczęście się okazało, że i tym razem będziemy realizować inny niż planowany scenariusz :) Start był uroczy. Po kilku minutach wszyscy zniknęli nam z oczu, a my sobie tak człapaliśmy na końcu. Dopóki ścieżki były ubite, można było biec. Choć biegłam, biegłam, dyszałam, sapałam, smarkałam, biegłam, dyszałam, dyszałam, dyszałam, klęłam, klęłam. W pewnym momencie jednak luksusowe warunki biegów w lasach falenickich odeszły w niepamięć. Zaczęło się: śnieg sypki, śnieh mokry, zasadzki, ślizganie, potknięcia, nogi ciężkie jak z ołowiu, śnieg w butach, śnieg po kolana. Te wszystkie nieszczęście w mojej głowie stworzyły obraz totalnej katastrofy. Dodatkowo wzmocnionej informacją od Pawła, że przebiegliśmy JUŻ 4,5 km, a mi się wydawało, że męczemy się przynajmniej dwie godziny. NO tak, po raz kolejny przekonałam się, że skala nieszczęść w mojej głowie jest milion razy większa niż w rzeczywistości :) Najpiękniejszy moment tego biegu to były - znowu słowa Pawła, że można inaczej :) Zasugerował nam, że po dobiegnięciu do pierwszych domostw, możemy sobie pobiec drogą asfaltową przez Józefów aż do Falenicy. Nie miałam najmniejszej wątpliwości, że takie rozwiązanie było mi potrzebne. Paweł podjął się nawet karkołomnej roboty - starał się nauczyć nas posługiwać kompasem i mapą, ale skończyło się na tym, że nauczyłyśmy się na pamięć jednej wskazówki - o słońcu z lewej strony. Pojawił się moment, kiedy Aga odgrzebała w pamięcie instrukcje od naszego anioła stróża i gdy ja miałam wątpliwości, czy zmierzamy we właściwym kierunku, Aga pokazała słońce, które pięknie nam świeciło właśnie z lewej strony. Szczęśliwie dobiegłyśmy - byłyśmy prawie pierwsze :) Na mecie przed nami był Krzysiek. Pierwszy raz w życiu witałam na mecie tych, którzy biegają chyba z jakimś turbo doładowaniem :))) W sumie zrobiłyśmy sobie sympatyczny 2 godzinny trening :) Ja się pocieszam, że do Wiązownej jeszcze 28 dni... Paweł wielkie dzięki za opiekę :) Aga wielkie dzięki za solidarne biegowanie :)

Bieganie w śniegu czyli Wawerski Kros 31.01

Zdjęcie z: http://www.biegamyzochota.pl/photogallery.php?album_id=47
W celu przełamania lenia (wiem, że mam dobre wymówki aby nie biegać :) ) postanowiłem wybrać się na Wawerski Kros. Nie wiedziałem na starcie jaki wariant pobiegnę ale opcja minimum to była tzw. M'ka czyli półmaraton. W miłym towarzystwie Agnieszki i Ilony pojawiłem się na starcie, przyczepiłem sobie numerek startowy i ruszyłem z innymi twardzielami do przodu.
Początek zapowiadał się całkiem dobrze, schody
zaczęły się dopiero przy Mieni. Współtowarzysz niedoli zaczął narzekać "kiedy w końcu będzie droga" aby po chwili zmienił zdanie kiedy śnieg stał się jeszcze głębszy.
Z hasłem "w życiu są piękne tylko chwile" przekroczyliśmy Mienię 100 metrowym kawałkiem asfaltu. Tutaj trasa stała się jeszcze trudniejsza i na górkę nikt już nie wbiegał. Do punktu z odżywkami częściowo biegłem i szedłem. Warunki wcale nie polepszyły się i aż do rozwidlenia M i L było ciężko. Bieganie po skopanym
śniegu nie należy do łatwych i szybkich.
Za rozwidleniem było już dobrze, kawałek przeszedłem ale stwierdziłem, że jest jednak zimno i zacząłem biec aż do mety. Czas 2:55 nie jest może rewelacyjny jak na półmaraton ale przy takich warunkach i tak jestem zadowolony (biorąc też pod uwagę brak treningów w ostatnim czasie). Sporo osób
chciało biec L'ke ale skończyło się na M'ce. Na mecie czekała herbata i pierniczki :) a w domu gorąca kąpiel ...

sobota, 30 stycznia 2010

ulokowane w jednym pokoju (Iza, Kasia, Karola), zwarte, gotowe (???) i przerażone lekko przed jutrem ... marzą już tylko o tym, aby się wyspać i przeżyć do soboty.

btw - nasza 'pokojowa' kolekcja butów wygląda imponująco, prawda?? ;-)

piątek, 29 stycznia 2010

Szklarska - jak się spakować?



jeden milion rzeczy w jedną mała torbę?

może nie wziąć butów biegowych bo zajmują najwięcej miejsca! W Toruniu widziałam gościa na bosaka, tak?

czwartek, 28 stycznia 2010

out of topic (poniekąd)

zachęcam do głosowania: http://www.travelery.national-geographic.pl/nominacje/

moje typy to Marek Kamiński i Piotrek Kłosowicz :-)

Bieg 3,300km & 6,600km & 9,900km - cont.


W ramach kolejnego wpisu na temat mega-mroźnego biegu w Falenicy w ostatni weekend :-)
Aga już wrzuciła zdjęcia na Picasse. Link do galerri jest TU.

Pikne fotki! Się nam rozwinął bardzo dobry prywatny fotoreporter, no no no!
Dziękujemy Agniecha!

wtorek, 26 stycznia 2010

Bieg na 6,660 km

Gdy rano wstałem i zjadłem śniadanie ;-) wyliczyłem, że przed basenem zdążę jeszcze na bieg do Falenicy, ale nie dłuższy niż dwie pętle.

Biegałem tam kiedyś raz w lato, ale od tamtego czasu już zapomniałem, że bieganie po górach to jednak zupełnie inna konkurencja. W połowie pierwszej rundy żałowałem, że nie zgłosiłem się na 3,330. Na szczęście na początku drugiej zrobiło się już przyjemnie (jak przestały łapać skurcze w łydkę ;-) ). W takim śniegu nie było lekko, chociaż dobrze, że był ubity. Nie łatwo było wyprzedzać i dwa razy jak tuż przed szczytem dogoniłem kogoś idącego to szedłem kawałek za nim, a przyspieszałem na zbiegu.

Miałem czas 38:30 - dziesiąte miejsce na dwie rundy i pierwsze w kategorii (ale było nas chyba czterech, więc nie jest to jakiś oszałamiający sukces ;) ).

Pozdrawiam wszystkich współtowarzyszy i "szacun" dla tych, którzy tylko fotografowali :-)

P.S. Na basen zdążyłem "na styk".

poniedziałek, 25 stycznia 2010

Mroźny EkoMaraton Targówek 2010

Wczorajsza inauguracja cyklu czterech biegów (4x10,5 km) w ramach EkoMaratonu Targówek 2010 budziła wiele kontrowersji ze względu na dotkliwy mróz, ale zawodnicy nie zawiedli. Na 120 zawodników z listy stawiło się 88 śmiałków, którzy poubierani w najdziwniejsze wynalazki typu gogle, maski, ochraniacze postanowili stawic czoła przyrodzie i własnym ograniczeniom. Do tej grupy należałam równiez ja. Piszę o tym z lekkim patosem, bo nie ukrywam, że jestem z siebie dumna, że nie poddałam się podszeptom mojego układu immunologicznemu :)
Na starcie atmosfera była bardzo ciepła, a grupka kibiców - w tym niestrudzona Karola - którzy już kompletnie bez sensu ;) marzli przez ponad godzinę, gdzieś w lesie, nieopodal tętniacego życiem CH Targówek, gdzie każdy przyzwoity obywatel zaliczał swoją weekendową dawkę sportu, dodawała nam otuchy.
Trasa biegu podążała leśnymi duktami w bardzo malowniczej zimowej scenerii. Podłoże było dobrze utwardzone, a sama trasa przyzwoicie oznakowana. W newralgicznych punktach, gdzie należało skręcić stał zawsze jakiś młodzieniec krzepki wskazując kierunek biegu i będąc nieświadomie dodatkowym dopingiem, bo niewątpliwie stać wczoraj było gorzej niż biec.
Przechodząc do meritum. Bieg wspominam bardzo dobrze. Biegło się fajnie, równo i do tego w trzech pętelkach, co bardzo lubię, bo znajome punkty orientacyjne "skracają" dystans, zgodnie z zasadą że wraca się zawsze szybciej.
Jesli chodzi o cyfry to przedstawiają się one następująco:
- najszybszy mężczyzna: 0:34:25 (przypominam że dystans to ok 10,5 km)
- najszybsza kobieta: 0:47:56
- Irina Hulanicka (zaproszona gwiazda - triumfatorka Maratonu Warszawskiego w 1985r) 0:52:48
- ja : 01:06:01
za mną jeszcze 9 osób (dzięki Bogu)
Na mecie flesze, uściski i zupa pomidorowa z IKEA :) Było super. Dziekuję współtowarzyszom niedoli: Karoli, Wioli, Darkowi (jesli dobrze pamietam), Dorotce oraz Joasi - nieznajomej, która była moją ofiarą, a ja jej oprawcą: )) (nawiązując do wywiadu z Iriną, która wyjawia, że zainteresowała się szybkim bieganiem po tym jak żołnierz spotkany w lesie miał inne zamiary niż ona. Dodam, że to był sowiecki żołnierz z okolic syberii).

P.S. Zażalenia na zbyt długą relację proszę kierować do Karoli, bo to ona mi kazała napisać, a ja już tak mam, że długo muszę hi,hi ;)

niedziela, 24 stycznia 2010

Bieg na 3.300 Km cz.2

Gdy rano wstałem i zjadłem śniadanie mama kazała mi się szykować na bieg. Założyłem majtki, skarpety zimowe, trzy pary kalesonów, spodnie, bluzkę oddychającą, bluzę oddychającą, znowu bluzkę oddychającą oraz bluzę na suwak. Przygotowałem się już z mamą, Kasią i od razu wyjechaliśmy po Agnieszkę. Gdy cała ta 4 osobowa gromadka znalazła się w samochodzie, ruszyliśmy prosto na bieg. W szkole spotkaliśmy też Mikołaja. Chwile później wszyscy mają numery startowe i idą w stronę startu. Ja i Mikołaj chwile robiliśmy przebieżki, a reszta się rozgrzewała. Na starcie czekał na mnie Jasiek mój kolega ze szkoły, z którym miałem pobiec.
Trzy, dwa, jeden START!!! Wystartowała grupa, która biegnie na 9.900Km, czyli mama, wujek Paweł, Michał i Bartek. Biegł też mamy kolega z pracy w stroju jak narciarz. Za pięć minut startuje grupa z biegaczami, którzy biegną na 3.300Km oraz 6.600Km, czyli ja, Jasiek, Agnieszka, Edyta, Kasia, Pipi, a Ilona nie pobiegła, bo nie dojechała, coś z samochodem się jej stało. Mikołaj też biegł ale na 6.600km żeby zdążył na basen, biegł tak szybko że jak mama biegła jeszcze pierwsze kułko to Mikołaj ją zdublował.

Trzy, dwa, jeden START!!! Wystartowałem. Biegnę, a obok mnie Jasiek. Biegniemy. Idziemy. Gadamy.
-Kiedy, będzie meta? - zapytał Jasiek.
Rozglądam się, widzę kawałek niebieskiego materiału i od razu krzyczę – Już!!!
Na mecie czekał na mnie, właściwie nikt, ale można sobie wyobrazić, że ktoś na mnie czeka…

Jeszcze został mi jeden bieg żeby dostać medal, biegło się o wiele lepiej niż ostatni.
Wyprzedziły mnie osoby: Pipi, i inni. Wyprzedziłem osoby: Agnieszkę, Edytę, Kasię, i inni.

ZBG fotki


w oczekiwaniu na relacje wybrane fotki z www.maratonczyk.pl:
Miki , Krzychu1 i Krzychu2 , Karola , Bartek , Pawel , ania , Jurek , Edit , Kasia , Aga

od siebie dodam, że to był ... przyjemny bieg - tak z wielu różnorakich powodów :-)

są tez już zdjęcia na www.maratony.net

wtorek, 19 stycznia 2010

V Bieg o Puchar Bielan

W taki właśnie sposób w ubiegłą niedzielę, w doborowym towarzystwie: Uli i Jerzyka oraz Gosi, rozpoczęłam kolejny rok biegowy. Tak, tak, zaraz będzie rok od momentu, kiedy pod wpływem zbyt duzej ilości czerwonego napoju wytrawnego dałam się namówić na półmaraton w Wiązownej :)))
Niedzielny bieg był przeuroczy, poniewaz cały dystans biegliśmy z Jerzykiem razem. Jerzyk gadał całe 5 km bez przerwy, biegł tyłem, biegł z duzą śniezną kulą (twierdził, ze się nudzi :)) - jakby sam bieg nie wystarczał do rozładowania energii :) A tuz przed metą, na ostatniej prostej, kiedy zaproponowałam mu wspólne wbiegnięcie na metę, pomachał mi i wyrwał do przodu jak jakiś gepard :) Nie miałam szans!
Było bardzo sympatycznie, choć momentami biegło się cięzko, zwłaszcza po chodnikach pełnych zalegającego śniegu.
Nasze wyniki netto:
Gosia - 27,14
Jerzyk - 32,50
Agnieszka - 32,54
Ula - 41,40
Dziękuję moim towarzyszom niedoli :)))

bieg Chomiczówki

Zdjęcia z biegu na PICASSIE. Dodałam też kilka fotek z www.maratonczyk.pl
Było tak jak napisała Ula: zimno! Gosia zdobyła swój 1szy medal (brawo!!), a mi się zeszło 1szy raz w życiu z trasy :/

Biegusiem 23 stycznia???

Kochani
czy ktoś się wybiera 23 stycznie zdobywać biegusiem "wzgórza" w lasach falenickich? Dla przypomnienia, to jest ten bieg, o którym tak barwnie pisał Jerzyk :) tego trzeba spróbować na własnej skórze :))) ja póki co myślę o dwóch pętelkach, ale coś mi się wydaje, że nie za bardzo wiem, co czynię.... zobaczymy :)

niedziela, 17 stycznia 2010


Super bieg, super bieg z Agnieszką.
Ten rysunek na lewo dedykuje Kasi która nie mogła pobiec.
Chciał bym żeby nasza drużyna miała ten rysunek z tyłu na koszulkach. Kto jest za???

piątek, 15 stycznia 2010

100 lat Kasia :)))

Kasiu, z okazji Twoich 18-tych urodzin ;) dużo miłości, uśmiechu, szczęścia, spełniających się marzeń, a ponadto...... niezmiennie - udanych startów, życiówek bez liku i kopy medali :)))

wtorek, 12 stycznia 2010

5x5

W najblizszy piatek ruszają zapisy sztafety 5x5, która będzie rozgrywana w przeddzień półmaratonu Warszawskiego w sobotę 27 marca. Limit to 140 drużyn dlatego warto już teraz zebrać sympatyczny skład, aby potem w marcu pobiec (i wymazać część wspomnień ekidenowych ;-) tym razem powinno być przynajmniej zimniej -hihihi). dystans równy dla każdego - 5km na głowę :-) Jedna ekipa to 5 osób.
kto zainteresowany startem? Trasa ta sama co na ekidenie. Mam nadzieję, że uda się zebrać skład przynajmniej na 2 drużyny: Wolność i Szybkość :-)

czwartek, 7 stycznia 2010

a miało być tak pięknie ... :)

powoli rozpoczynamy odliczanie .... do Szklarskiej :-) 30 stycznia powinnyśmy być już na miejscu 'gotowe na wszystko' w groźnym składzie: Iza, Kasia, Wiesia i Karola. Dostałyśmy plan, który nie wygląda groźnie ;-)
Niedziela: Wycieczka biegowa(m.in. zakręt śmierci), Zajęcia na sali
Poniedziałek: Trening OWB2 + stadion sportowy – nagrywanie techniki biegu, Zajęcia na sali
Wtorek: Wycieczka biegowa, Basen
Środa: Wycieczka na nartach, Wykład – planowanie treningu biegowego
Czwartek: Bieganie rekreacyjne, Zajęcia na sali
Piątek: Wycieczka biegowa, Basen
Sobota: Trening górski
ale pod planem obozu pojawiły się sugestie jak się przygotowywać do obozu (qrka nie myślałam, że trzeba będzie się jakos specjalnie przygotowywać. uwaga cytuje: "Do połowy miesiąca starajcie się kontynuować (zacząć) bieganie dłuższych odcinków w I zakresie tętna. W II połowie miesiąca – biegajcie już crossy i górki w II zakresie. Siłownia będzie przydatna, ale tylko regularna. Co najmniej 5-6 treningów na obciążeniu pozwalającym zrobić 3-4 serie ćwiczeń po 12 powtórzeń. Polecane ćwiczenia to suwnica lub przysiady ze sztangą, wykroki ze sztangą lub hantlami, ćwiczenia mięśnia dwugłowego, ćwiczenia na łydki. Ważne jest także ćwiczenie mięśni brzucha i grzbietu. Ostatnie 3-4 dni przed obozem odpoczywajcie."
ufff to dobrze, że przynajmniej 3-4 dni przed obozem będzie mozna odetchnąć ;-)
chyba ze stresu, że tyle trzeba ćwiczyć na jakieś zakupy się wybiorę (może nowy kostium na basen by mi się przydał??) - jakoś przecież trzeba stres odreagować... :-)

środa, 6 stycznia 2010

5km wyścik

Ktoś chce ze mną pobiec 5km 17.01.10r. w warszawie???
Będzie po płaskim.
Szczególnie zachęcam Agnieszkę.(Chciałbym się z tobą pościągać)

Jak się bawić z kotem?

Mój kociak uwielbia się bawić, ma dużo energii, której nie ma jak wyczerpać - nie wiem, jak się z nim bawić, aby miał z zabawy frajdę. Czy istnieją zajęcia rozwojowe dla kotka?

Z kotem raczej nie pobiegam.

niedziela, 3 stycznia 2010

"bo ja to pisałam żartem ..."

"pisałam, że lubie biegać - kłamałam. Powiedziałam, że chce to robić w lesie; nie chciałam [...] bo ja to mówiłam żartem ..." jak ułożę nowy tekst jako cover pisenki Osieckiej - dam znać. Na dziś dzień wena kończy mi się na skromnych przeróbkach, które to nuciła bezwiednie moja głowa w czasie pokonywania 3 pętelek, 9,9km, 24 podbiegów i zbiegów. dobrze, że nie byłam sama. gdyby nie Wiola - nie wiem czy pętelek byłoby szt 3 (jejq jak mi sie marzyło, żeby skończyć po 2). czas leczy rany ... już z perspektywy tych kilku godzin nie pamiętam dokładnie jak bardzo było ciężko ;-) po za nuceniem melodii powyżej miałam czas przez godzinę i 9minut na ciekawe przemyślenia życiowe. Moje serce przy praktycznie każdym podbiegu (nie licząc 1szych dwóch) przekraczało wartość 200 tętna, mimo tego, iż przyjęłam strategię "B" Kasi z Arturówka ;-)
ah!i jeszcze Adam nas wyprzedził pod koniec 2giej pętli (dla niego to była ostatnia pętla)! silnie próbuję myśleć, iż to jakaś tajemna dobra wróżba :-)
Ale za to Michał czekał na nas tuz przed ostatnim zbiegiem i dzwoneczkami do finiszu pogonił! Pomogło! A na mecie, wiadomo, tłum stałych fanów, którzy przed nami dotarli do mety: Pipi, Jurek, Bartek, Arek, Darek ;-) sesja foto, śmiechy, uściski, wymiana wrażeń, i .... nieszczęsne hormony zapomnienia zaczęły działać... jak to możliwe??? :) czy wystartuje w ZBG w tym sezonie jeszcze raz? parę godzin temu powiedziałabym zdecydowanie: nie ;-) teraz mówię: nie wiem, pewnie tak ;P
Gratulacje dla Ani (Pipi) za start, tuż przed kolejną operacją! Jeśli ktoś nie próbował, a kocha góry i chciałby na nie wbiegać - zdecydowanie polecam zaliczyć przynajmniej 1 pętelke Zimowych Biegów Górskich w Falenicy ;-) tak w ramach wyzwań noworocznych! :-)
więcej zdjęc (7) na Picassie

sobota, 2 stycznia 2010

Bieg na 3.300 Km

Gdy rano wstałem i zjadłem śniadanie mama kazała mi się szykować na bieg. Założyłem majtki, skarpetki, dwie pary kalesonów, spodnie bluzkę oddychającą, bluzę, znowu bluzkę oddychającą, bluzę na suwak oraz kurtkę przeciw deszczową. Przygotowałem się już mamą i od razu wyjechaliśmy po naszych przyjaciół: Pipi i Arka. Gdy cała ta gromadka znalazła się w samochodzie, ruszyliśmy prosto na bieg. Na biegu znajdowało się tyle osób, że zliczenie ich powinno trafić do księgi Guinessa. W szkole można by bez trudu znaleźć kolejkę o długości chyba trzech wielkich wielorybów. Chwile później wszyscy mają numery startowe i idą w stronę startu.
Trzy, dwa, jeden START!!! Wystartowała grupa, która biegnie na 9.900Km. Za pięć minut startuje grupa z biegaczami, którzy biegną na 3.300Km oraz 6.600Km. Trzy, dwa, jeden START!!! Wystartowałem. Biegnę. Biegnę. Biegnę. Dyszę. Biegnę. Spaceruję. Biegnę. Zasuwam. Wpadam do mety dysząc i kichając.
Na mecie czekała na manie Pipi. Poszedłem z nią do samochodu po herbatę, ciastka i po to by się rozgrzać. Długo siedzieliśmy w samochodzie. Pomyśleliśmy w końcu, że trzeba iść zrobić mamie zdjęcia jak wbiega na metę. Akurat jak dotarliśmy na metę mama wybiegła z oddali jak to robią duchy z mgły. Zrobiłem z cztery zdjęcia i schowałem aparat do plecaka.
Bieg był bardzo trudny i niezbyt fajnie się biegło... Było dużo śniegu, podbiegów, lecz nie zawsze były zbiegi.Podobał mi się ten bieg ponieważ byłem z Pipi i Arkiem.

ILONKO!!! :-)


Droga Jubilatko i nasza biegająca współpartnerko, życzymy Ci wielu lat aktywnego życia. Wielu coraz to lepszych życiówek na wszystkich dystansach. Abyś pokonywała siebie nie tylko na sportowej ścieżce. Długich prostych bez kontuzji. I zakrętów w dobrą stronę.

podsumowań c.d.

z uśmiechem na twarzy przeczytałam Kasi podsumowanie. ależ to był rok ... :-) przypomina mi się od razu planowanie styczniowe AD2009 (haha! to planowanie było niezłą akcją!), które to zapełniło kalendarz nie do końca tymi rzeczami, te które się wydarzyły. Życie jest PEŁNE NIESPODZIANEK, i taki właśnie był ten rok. Od stycznia, aż po ostatnie dni grudnia :-) i wiecie co? jest mi z tym DOBRZE ... jak myślę o tym co się wydarzyło przez rok to nie chce mi się wierzyć, że to tylko 12 miesięcy a nie 5 lat :-)
ale ale - wracając do b
iegania ... znalazłam pod choinką w wigilię 'tablicę na najważniejsze medale'. Przy pomocy Krzycha (dzięki!) umieściłam ją na jedynej słusznej ścianie (znaczy w sypialni), i rozpoczęłam rozmyślanie, które z medali tegorocznych to te najważniejsze ;-) bo niestety wszystkie by sie na tablicy nie zmieściły. Wybrałam sztuk 7... nie było łatwo. każdy ze startów to tak, jak pisała Kasia, dużo więcej niż bieganie. To ludzie, przygody, emocje, wspomnienia, kibice - ci prywatni, nieustające dylematy 'w co się ubrać' ;-)
ubiegłoroczna przygoda biegowa to tak naprawdę nie starty, nie medale, nie puchary (upppsss - wydało się). sama nie wiem co ;-) dobrze się bawię startując; lubię biegać; mogę biegać i robić to co lubię od zawsze:poznawać nowe miejsca, nowych ludzi; mam słabość do długich, wolnych wybiegań w Waszym towarzystwie, ostatnimi czasy szczególnie po lesie; i w tym wszystkim znalazło się jeszcze miejsce na 'taką słabość' jak przebieranki :P
nie wiem czy to dzięki bieganiu, ale w ciągu tych 12 miesięcy wzmocniłam przyjaźnie, które miałam; poznałam nowych wyjątkowych ludzi, niektórych na nowo. i to chyba jest najważniejsze moje osiągnięcia biegowe sezonu 2009!! :-)
nie wiem co przyniesie 2010... wyjątkowo - jak na mnie - planuje nie wiele. czy to też zasługa biegania? nie wiem ;-) Ale kompletnie mnie to nie niepokoi! schodząc na ziemię, do konkretów: biegowo
- przede mną (przed nami;-) ) kontynuacja przygód z poprzedniego roku czyli Wiązowna 2010 ;-)
- potem grupowa happeningowa przebieranka dla chętnych w ramach połówki w Wawie
- start zaplanowany choć stresujący - czyli Dębno
- i coś na co mam największą ochotę (ha! kto zgadnie co???): wiosenne sztafety w wawie: 5x5 w marcu, Ekiden w maju i Wesoła Stówka (w maju??).
A potem, jeśli to wszystko uda się przeżyć z uśmiechem na ustach, może jakieś nowe wyzwania? kto wie ;-)
aha - i już teraz piszę się na etat paparatzzi kiedy Kasia będzie debiutować jako mors ;-)

piątek, 1 stycznia 2010

W ramach podsumowań roku 2009...

Pojawiają się naciski na podsumowanie biegowe (i inne też) tego roku :-D Naciski pchające ku dobremu tak więc chętnie ulegam i na karteczce już sobie ładnie powypisywałam sukcesy i porażki. Z góry wiedziałam, że porażek będzie przytłaczająca ilość, a tu niespodzianka! Udało mi się znaleźć tylko kilka - co w porównaniu z listą, subiektywnych może ale zawsze, sukcesów jest naprawdę pocieszające. Chyba więc mogę napisać że mój rok 2009 przyniósł sporo dobrego i zamyka się z bilansem na "MA" :-)
Przede wszystkim do sukcesu - no może raczej zaszczytu - zaliczam przynależność do elitarnego klubu Biegam-Bo-Lubię. Żeby za bardzo nie cukorwać - powiem krótko: chyba gdyby nie Wy - to po Poznaniu już bym sobie odpuściła...
13 sukcesów jest potwierdzonych medalami wiszącymi na słupie w domu. Niby to tylko medale ale za każdym z nich kryją się jakieś miłe wydarzenia, śmieszne sytuacje, ludzie, emocje i dramaty (np poznańskie pączki - hi hi hi) i te historie okołobiegowe też niekiedy same w sobie są sukcesami, a pewnie gdyby nie bieganie to 3/4 z nich by się nie wydarzyło wcale.
Niezapomniana Wiązowna - nawet nie ma co pisać, po prostu temat i tak wraca bumerangiem każdego niemal dnia :-)
Poznań - eh, a miało być tak pięknie :-)
Piękna Praga - oprócz biegu odnowiłam też przy okazji stare znajomości koleżeńskie.
Łódź - bez zmęczenia i w świetnym nastroju.
Truskawka - i tu niepowtarzalne stroje i debiut Tomka
Bieg Świętojański - zawsze chciałam zobaczyć jak to się biega w Arturówku
Pieszy maraton w Opocznie - dystans, o którym nawet nie śniłam a jednak go pokonałam. Cudne wydarzenie.
Bieg pod Dębami - dzięki któremu odkryłam swoje zdolności artystyczne i wykonałam medale (wraz z oddanymi pomocnikami)
Budapeszt - moje ukochane miasto, możliwość zobaczenia miasta z innej strony, powrót do biegów Balinta (super!), znów odnowione znajomości sprzed lat, dla mnie to niezapomniany wyjazd. W dodatku samochodem samodzielnie co wiązało się z przełamaniem wielkiego strachu, wierzcie lub nie.
Sztafeta EKIDEN - pierwsza sztafeta, w cudnej drużynie, w sponsorowanych strojach, w stolicy - powiało wielkim światem :-) W dodatku tylu papparazzi, i tylu kibiców, potem jeszcze spacer po Łazienkach z prywatnym przewodnikiem ...
Bieg Niepodległości - biegnąc w bialo-czerwonej fladze i stukając się w czoło ze względu na makabryczną pogodę
Bieg św. Mikołajów - porażająco fajny bieg, piękny Toruń, wielofunkcyjny medal (3 tygodnie później zostałam Mikołajem :-))
Bieg Sylwestrowy - to już zupełna niespodzianka, nieplanowane wydarzenie ale zakończyłam rok też biegowo.
Poza tym, że dzięki bieganiu poznałam Was (nie chcę ale jakoś sam ten lukier się leje), to poprawiłam trochę swoją kondycję ogólną, serce bije wolniej więc się mniej zużywa, ciało jakby trochę mniej galaretowate się zrobiło, mam szałowe złote buty i fajne gadżety (i w dodatku wiem do czego służą!).
Ale jest jeszcze coś: podejrzewam że jestem na swój sposób sławna tu we wsi - hi hi hi - widząc sąsiadów kiwających głowami i stukających się w czoła - zawsze to jakaś sława lokalna, nie? ;-)

Porażek było kilka, ale chyba najgłupsza to ta że sobie odpuściłam regularne treningi mimo że mocno się tej regularności pilnowałam. Teraz tak trudno do tego wrócić, z takich czy innych powodów straciłam werwę, energię i optymizm. Gdzieś się pochowały po kątach i chciałabym je znów znaleźć w roku 2010. To chyba będzie najgłówniejszy mój cel na nowy rok...

A 3 inne cele, takie już bardziej mierzalne, którymi chcę się podzielić: chciałabym się nauczyć pływać kraulem, chciałabym schuść dzięki bieganiu i chciałabym... zostać morsem i chociaż raz wejść do lodowatego Bałtyku.