poniedziałek, 21 września 2009

1szy raz :-)

Pamiętacie swój pierwszy raz i emocje z tym związane? bez względu czy ten pierwszy raz to pierwszy backflip, pierwszy skok z samolotu, pierwsza jazda na miescie motocyklem, pierwszy maraton, pierwszy ... no wiecie co ...;-) stan tuż przed i zaraz po wydają się podobne.
bo tuż przed ja ocieram sie głównie o strach przed nieznanym - ... wiadomo bo to TEN pierwszy raz; i taki lęk czy dam radę?, czy poprzeczka nie jest zbyt wysoko?, czy ryzyko będzie się opłacało?
emocje sprzeczne - cała ich burza; nadzieje, marzenia, lęki, bulgotanie w żołądku - gdzieś to wszystko się miesza.
rok temu nie marzyłam nawet o przebignięciu półmaratonu ... ale po Toruniu i Wiązownej pojawił się taki nieuzasadniony, nie wiadomo skąd - głód biegowy, i pomyślam: ciekawe czy bylabym w stanie kiedykolwiek przebiec maraton? taki prawdziwy maraton? pełne 42,197km? taki bieg niczym taniec z samą sobą ... Nim myśl przemknęla mi przez głowę już byłam zapisana (tak to u mnie bywa czasem - działam nim pomyślę:P)... wybór trochę irracjonalnie padł na Berlin: 20 września.
i tak naprawde dreszcz emocji zaczął się już wtedy, choć był mniej realny. Moj strach przed wyjazdem miał wyjatkowe wielkie oczy ... przyznaje sie... a potem to wszystko się po prostu wydarzyło.
weekend cały posklejał mi się tak że dni nie rozróżniam - wszystko jest jednym wielkim wspomniem...w sobotę rano jedziemy na bieg śniadaniowy - 6km trasę biegnie 12tys ludzi - na śniadanie. Finisz na stadionie olimpijskim - coś niesamowitego. Wtedy strach odpuszcza, ulatuje - czuję, że TO już się dzieje ... ale przede wszystkim polsko-francuskim(a momentami także hiszpanskim)teamem bawimy sie wyjątkowo dobrze. Czuć luz, zadowolonie, zero napięć czy pospiechu, pozytywne wibracje dookola ... czas płynie, zajadamy się pysznymi pastami jakie dla nas robił Szymon, ciągle na coś czekamy - ale nikomu to nie robi. Nawet śpi mi sie obie noce dobrze.
a potem już niedzielny poranek - dużo śmiechu; ustalanie z naszymi supporterami gdzie będą stać; metro pełne o 7mej rano maratończyków. Ruszymy w kierunku startu. szybko w tłumie się gubimy. Ilość ludzi - niewyobrażalna. 9:00 Pada strzał, bieg się zaczyna, 15 min później przekraczam linie startu ;-), ostatni zawodnicy przekraczają ją 28 min od wystrzału:P
Jest ciepło. zostaje sama ze sobą. na 42 km. na 4godz49 min. nie liczę km. nie patrzę na czas. biegnę powoli i myślę. w zasadzie nie wiem o czym :-) cóż w moim wieku problemy z pamięcią sa do wybaczenia. Miliony przemyśleń. na 25k stoją Madzia i Jacek - krótka wymiana zdań, kto i ile przede mną. Robi sie gorąco. i coraz rzadziej trasa prowadzi w cieniu. Staram się pić, ale tylko po 2-3 łyki. reszta wody idzie na głowę. Muszę ją chłodzić, żeby mi się nie przegrzała i czegoś głupiego nie wymyśliła. Myslenie zmienia się po 30tym km. Coraz więcej osób idzie, juz nie biegnie. na punktach robi się naprawdę tłoczno i ciężko się przebić. i czekam na 'ścianę'. Sama nie wiem na co czekam. Trochę się denerwuje. Mojam 33km - biorę pół żelu. Nie mam ochoty na więcej. Przede wszystkim nie dałabym rady go popić odpowiednią ilością wody. 35 km - dlugi odcinek w słońcu, tyle ludzi idzie, chwila słabości i przez głowe przemyka myśl: "jak dobrze byloby już nie musieć biec? może by tak na chwilę przejść do marszu?" ale przypominam sobie, ze to niczym kuszenie, i odganiam od siebie: "biegnij Maleńka" - myslę sobie "Dałaś radę, dasz jeszcze trochę." Próbuje zająć głowę czymś innym i wtedy uświadamiam sobie, że mega ciąży mi biust. hehehe. i juz jestem na 39km. wzrokiem szukam Magdy i Jacka - mieli być. I byli. ale sie nie wypatrzyliśmy.
i potem ten najtrudniejszy moment... zakręt, wychodzę okazuje się na ost prostą - w oddali jak pudełko zapałek Brama Branderburska. Uświadamiam sobie, że dam radę, że to zrobię. Patrzę na zegarek, i wiem że będzie poniżej 5godz. a może nawet się uda poniżej 4:50. To więcej niż mogłam sobie wymarzyć. Wzruszam sie tak mocno, ze oczy zachodzą mi łzami, serce zaczyna walić. zwalniam, łapie kilka głebokich oddechów. i biegnę. ściągam czapkę, uśmiech nie schodzi mi z twarzy (mam go do dziś). Pod Bramą uświadamiam sobię, że meta jest 200 m. dalej ;) jeszcze kawałek ...
Jestem na mecie! 4godz 49 min. Nic więcej sie nie liczy ... Wszystko sie zlewa. czas płynie jakby inaczej. tylko nogi ... jakby w koncu poczuly, ze sie troche napracowaly. Chodzę na "kowboja" ;-) boję sie usiąść (strach że nie wstanę potem). euforia, ból, radość, ból, łzy, ból ... :-) euforia, spełnienie ... jak po każdym pierwszym razie :-)
Wspólnie z tymi 42km stworzyliśmy zgraną parę. i nawet upał nam nie przeszkodził wytańczyć to, na co pracowaliśmy ost miesiącami biegania - nauczyłam się kroków :-) i polubiłam ten 'taniec' ...

z piwem w ręku spotykamy sie wszyscy w umówionym miejscu. Radość, dowcipy, gratulacje, zdjęcia. Odpalamy szampana. w ost sekundach wpadamy do pociągu - drzwiami i oknami. teraz troche statystyk i konkretów
biegliśmy składem:
_________czas 10K | half | 30K | 42,197
Szymon: 00:58:36 | 02:02:37 | 02:53:25 | 03:51:51 (życiówka!!!)
Thibaut: 00:58:36 | 02:02:37 | 02:53:24 | 03:54:32 (debiut)
Julien: 00:56:45 | 01:56:50 | 02:46:28 | 03:54:15 (debiut)
Arek: 01:02:08 | 02:08:39 | 03:04:33 | 04:20:16 (życiówka!!!)
Karola: 01:07:57 | 02:21:23 | 03:23:20 | 04:49:14 (debiut)
Szymon zdecydowanie najszybszy! Drugą połowę zrobił w 13 min szybciej niż pierwszą! Niezły jest??? gdzie on magazynuje tyle energii??? Szacun!
Czarnym koniem (le Cheval Noir) naszej ekipy okazał się Julien, który bez przygotowań startował. Ost dlugi bieg zrobił 2 lata temu ;-) kompletnie nie wiedział jak bedzie biegł i przybiegł poniżej 4 godzin :-) ma chłopak kondycję!
Polaków było duuużooo! Ze znajomych biegli jeszcze Ania Pojawa: 3:42 (życiówka!!!), Paweł Glowacki: 3:58 i Maciek Kowalski: 5:24. Gratulacje ode mnie dla wszystkich!

chciałabym podziękować jeszcze wszystkim, którzy "biegli" ze mną te 42 km wirtualnie! Bez Was bym nie dała rady! i nie raz o Was myslalam w czasie tych prawie 5ciu godzin. :-)

4 komentarze:

  1. to ja bede tu pierwszy choc kilka razy juz to pisalem !!!GRATULACJE!!! dalas rade :)

    czyli jednak nie mp3'ka, nie garmin, nie koszulka aaaa... biust [:]-)

    OdpowiedzUsuń
  2. a ja będę druga - i znów gratulacje :-)
    Dystans niewyobrażalny (mam nadzieję że nie ma limitów wiekowych na ten pierwszy raz).
    Karola, super osiągnięcie :-)
    Czy... planujesz juz kolejne razy?
    Czy... będziesz jeszcze startować z nami na krótkich dystansach typu półmaraton?

    OdpowiedzUsuń
  3. bez takich zartów proszę ;-) Ty masz na koncie 50tkę zaliczoną!
    a propos startów to przeciez jedziemy razem do Torunia, trenowac przed Wiazowna :)
    Mysle, ze polowka to moj ciagle i niezmiennie ulubiony dystans!

    OdpowiedzUsuń
  4. GRATULACJE!!! Dla mnie to niewyobrazalne osiągnięcie. Szybciej bym weszla na ośmiotysięcznik niz przebiegła maraton.
    Ja się stresuję dychą na sztafecie :)))

    OdpowiedzUsuń