niedziela, 16 sierpnia 2009

Opowieść katorżnika

Kolejny bieg zaliczony, ale muszę przyznać, że najtrudniejszy do tej pory. Zaczęło się dość przyjemnie. Przy przedzieraniu się przez trzciny trzeba było się ustawić za tłumem, a prąd sam niósł do przodu. Gorzej zaczęło się w kanałach. Przy pierwszych dwóch skokach przeszkadzał trochę zapach i fakt, że woda była lodowata. Tam też zaczęły mnie łapać pierwsze skurcze w łydki. Ale niedługo później, zapach przestał przeszkadzać a temperatura wody przyjemnie orzeźwiała. Nawet miło było zostać ochlapanym z tyłu przez kolejnego biegacza. Dalej nie będę opisywał w szczegółach, ale w skrócie:
1. bardzo fajna, oryginalna impreza,
2. w ekstremalnych warunkach człowiek jest w stanie wiele zrobić (np. wyczekiwać kiedy będzie jezioro, żeby napić się z niego wody ;),
3. w następnym bym chyba już nie wystartował :-)
4. strój po biegu poszedł do kosza (Mizuno, w których biegłem w Atenach umarły bohaterską śmiercią)
5. pachnę mułem i ściekiem (podobno ma minąć po 72 godzinach),
6. jest to pierwsza impreza, na której podczas biegu się odpoczywało.

Na finiszu, jak to ja, zacząłem machać do kibiców, a jeden z nich krzyknął "Nie machaj tylko dojdź tych co są przed tobą", więc wyprzedziłem jeszcze 2 osoby ;-)

Miałem czas ok. 1:50 i załapałem się już na medal żeliwny (za pierwsze 3 miejsca były złote, 4-10 srebrne, 11-20 brązowe).

Po biegu mam trochę poharatane ręce i bardziej nogi, ale nie jest źle. Mam też super orygianlny medal, który może skusi kogoś do pobiegnięcia w przyszłości.

Pierwsze zdjęcia są tutaj.

5 komentarzy:

  1. krótko jako widz: Miki - szacun wielki!!
    Impreza fajna, dobrze przygotowana - ale totalny hardcore.
    Zdjęcia z aparatów:Macka i mojego są tu: http://picasaweb.google.pl/3triangle/BiegKatorznika2009#

    OdpowiedzUsuń
  2. Miko nie kus bo ja w Splywie Twardzieli wystartowalem tylko dla statuetki z brazu, ktora byla rok wczesniej a okazalo sie ze w czasie mojego startu byly jakies paskudne szklane "trofea"...

    kurde, taka podkowa to bym nie pogardzil tylko ze ja to butow ze startow z Aten nie mam, gdzies mi sie zapodzialy chyba...

    OdpowiedzUsuń
  3. Artur, jak chcesz to mam buty ze startu w Berlinie :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Impreza była naprawde fajna - duża współpraca ludzi na trasie(uprzedzanie i kłodach czychających w czarnej jak smoła wodzie) pełna uprzejmość na moim etapie rywalizacja sportowa zeszła na daleki plan. I ja jednak na 2raz bym sie nie pisał. Przeżyć było warto powtóżyć nie koniecznie.
    A odnośnie prądu który niósł Mikołaja to ten sam mnie chciał porwać na pełne jezioro :-/

    OdpowiedzUsuń
  5. Miki, Paweł - gratuluję i ... zazdroszczę tego zapszku a'a Soir de Paris prosto z bagienka! I dzięki za ostrzeżenia że nigdy więcej - to już wiem co sobie wykreślić z grafiku na 2010 ;-)))

    OdpowiedzUsuń