środa, 20 maja 2009

weekendowe szaleństwo biegowe

ten weekend był wyjątkowy - pod wieloma względami. zmusił mnie wogóle do pomyślenia co bieganie zrobiło z moim zyciem. Bo nie ukrywam trochę się przez te ost miesiące zmieniło. Jak dzis pamietam start w HumanRace 31 sierpnia. Przygotowania Ciacha i Arka do pierwszego maratonu działaly motywująco wtedy. wtedy nie mialam pojęcia ile rzeczy może sie wydarzyć tylko i wyłącznie z powodu biegania ...
Wracając do ostatniego weekendu: sztafeta była najcięższym startem jaki zaliczylam w życiu; każda pętla była trudniejsza, wolniejsza, i serducho walilo na max(a nawet mocniej momentami). i nie będe ukrywać: chcialabym, aby Drużyny Wolność i Szybkość, za rok, pojawiły się na starcie, dotrawały do końca, i bawiły się conajmniej tak samo dobrze przy okazji biegając - jak to było teraz.
Praktycznie prosto z polany w Starej Milosnej trafiłam do pociągu do Łodzi. Marzyło mi się pifffko zimne, i poduszka coby szybko glowę gdzieś złożyć i odpłynąć. Emocje związane ze startem niedzielny
m przeszły na dalszy plan- królowało wszechobecne zmęczenie.
Nawet rano szykując się do biegu, myślałam tylko o tym co powiedzą moje kolana na taki biegowy 'maratonik' jaki im funduje. Zero założeń - a w zasadzie jedno założenie: nigdzie się spieszyć nie zamierzam. Udał nam się 'partner-look' - nawet czapeczki obie mialysmy białe :)
Ruszyłyśmy tak jakbyśmy trening zwykły zaczynały. i dość szybko - po tym jak się ludzie rozciągnęli na trasie zrównał się z nami Marek. Wprawdzie biegł maraton, a nie połówkę jak my, ale też się nigdzie nie spieszył. I tak o to stworzyliśmy
łmaratonowo-MAratonową Grupę Wsparcia. Biegliśmy śmiejąc się, żartując, zaczepiając przechodniów, kibiców, służby porządkowe - generalnie dobrze się bawiąc. w okolicach 15 km zaczęli nas wyprzedzać pierwsi maratończycy z grupy niepełnosprawnych. Domyśliliśmy sie, że wszyscy byli głusi - nikt nie reagował na nasz doping - choćby uśmiechem :P
Od czasu do czasu zerkałam na tętno - i miałam wrażenie, iż popsuł mi się pulsometr. Średnie 150 jest mi normalnie ciężko na treningu utrzymać, a co dopiero podczas startu w półmaratonie. Dziwne to było ... tym bardziej że pulsometr działa sprawnie.
na 19km pożegnałysmy gorącą owacją Marka (skandowałyśmy z całych sił: PÓ MA-MA REK)- niestety dla niego to dopiero półmetek. Wtedy też okazało się że spokojnie możemy poprawić Kasi wynik z Pragi. Jak to si
ę stało - nie mam pojęcia. Przecież nigdzie się nie spieszyłysmy. Złapałysmy się za ręcę i rozpoczęłyśmy wyjątkowo przyjemny finisz, już tylko wyprzedzając do samej mety! To było coś niesamowitego.... Taaaaakaaaa radość, i brak zmęczenia, życiówka Kasi: 2h27min :)
Z takim uczuciami chciałabym kończyć każdy bieg! Nie był to najszybszy półmaraton - ale jeden z najprzyjemniejszych. a to akurat dla mnie ważniejsze.
Kasia - wielkie dzięki za te 2 i pół godziny wspólnej zabawy!
Prywatni kibice byli z nami od przed startu do długo po biegu :-) Wielkie dzięki! To niesamowite uczucie spotykać co chwila, na trasie, prywatnych paparattzich zagrzewających nas do walki! Dzięki nim foto-dokumentacja biegu jest całkiem pokaźna.
Spotkałyśmy też po za znajomymi kibicami, biegaczy: Michała, Basię i ich malutką córeczkę (która to razem z Michałem zrobiła maraton w wózku!!)

Myślę, że gdyby nie Wesoła Stówka w sobotę, to niedzielny bieg nie byłby tak udany... Czyli warto było się trochę sponiewierać wcześniej.

1 komentarz:

  1. No nie ma co, dziewczyny, dałyście czadu w Łodzi :))) Gratuluję!

    OdpowiedzUsuń