Nikt się w głowę nie pukał, albo przynajmniej nie widziałam, bo ciemno było :) W lekkiej mżawce pokonałam 10,9km w 1h03min50sec... kiepściutko, ale zwalam to na karb choróbska. Na koniec humor poprawił mi mój sąsiad, który powiedział, że mnie podziwia za bieganie w tych warunkach :) Lekko osłabiona i nieświadoma tego co mówię, odpaliłam, że "Pan może zacząć biegać razem ze mną". Ale szybko przypomniałam sobie o Małej Buddzie i dodałam, że "Pan też mógłby być wtedy dumny z siebie"... Głowa spuchnięta, ale za to nogi we wspaniałym stanie, więc jestem zadowolona... tak trochę ;) A teraz czas na grzane piwo. Dobranoc.
PS. Na trasie pozdrowiło mnie dwóch joggerów :) Miło.
A tu mapa (tylko nie wiem jak zmniejszyć, więc ciekawi trasy niech sobie w minusa poklikają):
Wyświetl większą mapę
poniedziałek, 23 marca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
tja... 1h03m - słabiutko :-) Lepiej niż ja w Poznaniu Kochana!
OdpowiedzUsuńJa też dziś wieczorem wyruszyłam myśląc o reklamie Ibuprom Max... Boska pogoda...
A propos tej reklamy - ta pani maratońszczyzna to śmieciuch straszny.
OdpowiedzUsuń