... które juz nigdy nie będa takie same...
"facet z pomarańczową torbą", który prześladował nas już od rana aż do finiszu;
"banda Boratów" - ktoś nie wierzy? Ja też nie wierzyłam mimo że widziałam na własne oczy;
"pączki", których brak urósł do rangi międzywojwódzkiego problemu;
"medale-dla-wszystkich" - vide "pączki" do potęki n-tej ;-)
A poza tym: świetna pogoda, fajna atmosfera i przygrywająca muza na trasie, przebrania (nie tylko Boraci). No może kwestia pączków i jedzenia pobiegowego do dogrania, medale - do dobicia i takie tam. Że nie wspomnę o mojej szalonej "życiówce" - w ogóle HELLOŁ ;-( i zaliczaniu jak zwykle ogonów. Pierwsza myśl na mecie "mam gdzies to całe bieganie, żadnej Pragi".
Dzień świetny :-)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
chciałam tylko dodać, że Kasia miała najprzystojniejszego pacemakera ;) powiedziałabym że niezłe 'ciacho' z niego ale wtedy Ciacho mógłby się obrazić ;-)
OdpowiedzUsuńa jaki ten pacemaker był młodziutki ... :-)
OdpowiedzUsuńbyła taki, że ... mniam mniam :) nasz Rafał - Aga - taki nie był, prawda?
OdpowiedzUsuńno i "mój" był wierniejszy bo dobiegł ze mną aż do mety :-) hi hi hi
OdpowiedzUsuń