Maniacka dziesiątka zakończona, a ja wciąż delektuję się uczuciem, jakie towarzyszyło mi przy wyprzedzaniu innych biegaczy. Tak, tak, w końcu ja też WYPRZEDZAŁAM:) Ktoś doświadczony napisał gdzieś przed biegiem, że na 10 km to tylko gaz, gaz, gaz…:) wzięłam to sobie mocno do serca i po 5 km zaczęłam „gazować”:) Uwaga: to było moje „gazowanie” (nie porównywać z tymi, co kończyli bieg na naszym półmetku) i nie obyło się bez kryzysu przy 7 km, ale finisz był chyba ładny i życiówka (59:14) zrobiona:) Poza tym doborowe towarzystwo i super pogoda sprawiły, że pomimo braku pączków i medali bawiłam się super:)
P.S. Jeszcze jedno – od tej pory pewne pytanie staje się kultowym: „jak się Panu biegało?”:)))
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
bieg biegiem - taki jak wiele innych, ale dzięki panu z pomarańczową torbą uwierzyłam na nowo w mój kobiecy urok i czar :P teraz już wiem, że w chwilach euforii (zaraz po mecie) jestem mało świadoma tego co robię. Dużo bym dała żeby się dowiedzieć co też ten srebrny medalista z Maniackiej myślał sobie kiedy tak ze mną konwersował, hihihi :)
OdpowiedzUsuńmyślę że wyraz jego twarzy był po prostu BEZCENNY!
OdpowiedzUsuńna szczęście (albo niestety) nikt nie widział :)
OdpowiedzUsuń