nim się wypowiedzą po kolei wszyscy biegnący i nie tylko jak było ;-) wrzucam na szybko fotki
a było naprawdę przesymaptycznie przede wszystkim, pogoda dopisała, towarzystwo w doli i niedoli także :-)
poniedziałek, 1 marca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
W krótkiej przerwie na kawę piszę :
OdpowiedzUsuńW Wiązownej było dla mnie tak samo stresująco jak w zeszłym roku. Może o tyle mniej że juz znałam trasę więc wiedziałam że się nie zgubię.
Ale śmiać mi się chciało z tych wielkich planów "że za rok będzie zemsta, że odwet, że już Wiązowna nas nie zmiażdzy" :-) Ha ha ha - ładna mi zemsta!
Pogoda faktycznie dopisała piękna, nasza drużyna wzbogaciła się o kilka nowych sympatycznych twarzy, po drodze też kilka znajomych twarzy z obozu, medali co prawda dla mnie nie starczyło ale starczyło bigosu regeneracyjnego - na metę wparowałam słaniając sie z głodu (dlatego nie ma mnie na zdjęciach - ratowałam życie jedzeniem ;-)). W zeszłym roku bolało mnie generalnie wszystko, a w tym roku już "tylko" biodra i kolana - jest więc progres. O kilka minut poprawiłam czas z zeszłego roku nawet!
W ogóle bardzo bardzo dużo ludzi biegło. Zdaje się że w tym roku wszędzie będzie tak dużo ludzi!
Bardzo sympatyczny bieg, dużo śmiechu, świetne towarzystwo, prywatni fotoreporterzy (Aga! jesteś kochana!) i support na finiszu...
Dzięki za miłą niedzielę, do zobaczenia za miesiąc!
Kasiu, gratuluję wyniku :-)
OdpowiedzUsuńDo zobaczenia
Podpisuję się pod relacją Kasi. Do mścicieli nam jeszcze daleko :)) Nie wiem czemu znów miałam kryzys na 15 km, bo biegło mi się dość dobrze i równo i nagle opadłam. Żałuję, że Kasia mi trochę uciekła, bo miałam cichy plan, że na metę wbiegniemy razem. Niemniej poprawiłam czas chyba o 12 minut, więc i tak sie cieszę.
OdpowiedzUsuńMoje gratulacje dla Agi, która zrypana górami nie zrezygnowała ze startu i całkiem nieźle pobiegła.
I na koniec motto Pana Henryka (dziadka Marceliny): "Nawet jak jestem ostatni to i tak mam pierwsze miejsce wśród tych, którzy nie odważyli się biec"
Pamiętajmy o tym wszyscy.
P.S. dziękuję, że byliście tam ze mną :)
Dziękujmy wszyscy, że ten bieg był wczoraj, przy pięknej pogodzie. Pomyślcie tylko, co by się działo, gdybyśmy biegli w dzisiejszych warunkach pogodowych. Wiatr, ziąb, deszcz... To byłaby masakra
OdpowiedzUsuńbardzo podoba mi sie motto Henia! :-)
OdpowiedzUsuńwszyscy spisaliśmy sie na medal (szkoda, ze ich zabrakło) i brawa należą sie całej ekipie! za walkę do końca - co było widać! i pobilismy chyba rekord w ilosci odebranych pakietów na 1 osobę, hihihi (nawet za Mikołaja i Tomka udało się odebrac)
Rafał, Arek, Zdzisiu, Wiola, Dariusz, Lila, Paweł dokonali małej zemsty w naszym imieniu :-) DZIEKI!!! i mnie to satysfakcjonuje! :)
Jesli wróce do Wiązownej biegać - to na bigosik
Hasło Pana Henia jest po prostu cudowne!
OdpowiedzUsuńPrzepiszę je sobie tu jeszcze raz:
NAWET JAK JESTEM OSTATNI TO I TAK MAM PIERWSZE MIEJSCE WŚRÓD TYCH, KTÓRZY NIE ODWAŻYLI SIĘ BIEC!
Wiedziałam, że hasło zrobi furorę, jak tylko tata mi je powtórzył (dyskutowali trochę z Heniem przd i po biegu )
OdpowiedzUsuńPrimo: Pan Heniu rzadzi :)
OdpowiedzUsuńSecondo: wszystkim gratuluje wyników!
Atmosfera rzeczywiscie fantastyczna od samego początku do konca, pogoda zresztą też na medal, nawet wszelkie nożne kontuzje (że o swieżo zdiagnozowanej skoliozie nie wspomnę) odpusciły sobie, słowem wszelkie warunki ku dobremu bieganiu spełnione zostały. A o dobrym bieganiu, jak wiadomo, nie wynik decyduje, a finish, czyli to, w jakim stanie sie wbiega, tudzież wkracza na metę. Ja wkroczyłam szczęśliwa, że już koniec :)W szkolnej werandzie czekał na mnie niewierny Rafał, który, pomimo ślubów ("i nie opuszcze Cię aż do 2:00) porzucił mnie na 200-tnym metrze (od startu poczynając), próbujac ułaskawić mnie bigosem. Potem szybciutko do domu, z domu, żeby nie zasnąć i ku regeneracji na basen. Tam parę machnięć stopą, jeden podbieg z Matyla na zjeżdzalnię (bolesny) i chwila relaksu w jaccuzi. I wreszcie zasłużone consumazione :)
To był zdecydowanie udany dzień.
I mnie również przeszła ochota do zemsty zeszłej niedzieli:) Generalnie mam wrażenie, że to Wiązowna się na mnie sromotnie zemściła! Mój czas był gorszy od zeszłorocznego o całe 4 min. i widzę wyraźną tendencję do uwsteczniania się - z każdym startem jest coraz gorzej:( Z jednej strony - tygodniowa zimowa wspinaczka w tatrzańskich ścianach wyssała ze mnie wszystkie siły i całą energię (w ostatnim tygodniu nawet wchodzenie po schodach na I piętro było dla mnie męczące), a z drugiej totalny brak treningów zrobił swoje. Wnioski dla mnie są następujące (takie oczywiste!): 1. aby mieć wyniki trzeba ciężko pracować i trenować (ja tego nie robiłam, przynajmniej nie w temacie biegania!)- nigdy w życiu nie miałam tygodnia, w którym biegałabym codziennie, jak niektóre moje dzielne koleżanki :) 2. słuchać swojego organizmu - a on po powrocie z gór krzyczał "żadnego wysiłku!!!!", ale ja nie pobiegnę...?:))) Oczywiście towarzysko - jak zwykle - super!!! Dziękuję wszystkim za fantastyczną zabawą - Kasi i Edit za wspólną pierwszą połówkę połówki:))) i gratuluję wszystkim super wyników!!!
OdpowiedzUsuńmoja relacja tutaj
OdpowiedzUsuńhttp://koszyczek.wordpress.com/2010/02/28/xxx-polmaraton-wiazowski/