Niedziela, 07.02.2010 druga runda EkoMaratonu. W pierwszej nie uczestniczyłam - duży mróz i lenistwo okazały się silniejsze:P Wstaję rano i patrzę na termometr - nie jest źle -9 stopni, po ostatnich mrozach to nawet można powiedzieć, że ciepło;) No dobra, może nie ciepło ale znośnie... Na wszelki wypadek zakładam kilka warstw ubrań (hehe, nawet 2 kurtki:P) i ruszam w drogę ciągle zastanawiając się nad sensem swoich działań (wszak jeszcze nigdy 10km nie przebiegłam).
Umawiam się z Grześkiem - wiernym kibicem i przewodnikiem (bo ja to zgubić jestem w stanie się wszędzie). Dojeżdżam do Warszawy i razem jedziemy na miejsce. Dojeżdżamy na miejsce jakoś tak przed 10.00, czeka już tam parę osób (w tym oczywiście organizatorzy). Odbieram zestaw startowy i podpisuję oświadczenie o braku przeciwwskazań czy tam biegu na własne ryzyko (już nie pamiętam co dokładnie). Znów zastanawiam się nad sensem swoich działań;), no ale skoro już tu przyjechałam to trzeba biec, iść, czołgać się (to plan na 3 kolejne kółka).
Idę do "szatni", przebieram się (tzn. kurtkę na wszelki wypadek jeszcze zostawiam) montuję chipa, nawiązuję znajomości z towarzyszkami niedoli, wyciągam z plecaka "wpisowe", czyli 10 puszek aluminiowych;) i wychodzę na zewnątrz. Ale na zewnątrz jakoś zimno, więc znów się chowam do "szatni", tam spotykam Edytę. Rozpoznać się nie jest trudno bo mamy podobne koszulki;) Trochę sobie rozmawiamy, ale czas wychodzić.
Zaczyna się wielkie odliczanie. Za chwilę startujemy. Biegnę początkowo z Edytą, trochę rozmawiamy. Biegniemy dalej, myślę że już niedługo następne kółko i... dostrzegam gdzieś tam na drzewie kartkę z napisem 1km. No nic biegnę dalej w nadzei, że następne kilometry będą "krótsze". Dobiegam do jakiejś dziewczyny i biegnę za nią (jakoś tak łatwiej biec za kimś niż przed kimś) - tak przez kolejne półtora kółka. Pod koniec drugiego kółka piję jakiegoś izotonika. Chociaż jest chwila odpoczynku - piję idąc nie biegnąc. Jeszcze tylko jedno kółeczko i koniec:)
Biegnę dalej wytrwale. Na 3 kółku "uczepiam" się jakiegoś chłopaka, biegnę za nim, ale w końcu go wyprzedzam:P Teraz to ja biegnę pierwsza, a za mną jakaś dziewczyna. Jeszcze z 1km, myślę sobie, że teraz już nie dam się wyprzedzić. W sumie siłę jeszcze mam - niestety ona też ma;) No ale nie ważne w sumie jak mawiał Liroy "ja się nie ścigam, więc nikt mnie nie dogoni". Biegnę dalej zostało jeszcze 200 metrów (tak naprawdę to nie wiem ile, bo wyczucia odległości też nie mam), staram się biec jak najszybciej. Mam siłę. Wbiegam na metę i... już nie mam siły:P w zasadzie to ledwo stoję:P. Idę do szatni założyć kurtkę, butów i spodni na razie nie zmieniam - nie mam siły.
Wychodzę, piję ciepłą herbatkę. Czekamy na resztę biegaczy. Niedługo będzie losowanie nagród, najpierw pierwsza runda, później druga. Jeszcze chyba nigdy w życiu nie wylosowałam żadnej nagrody, ale jak mawiał Kochanowski "nie porzucaj nadzieje". Nagle słyszę 32, mój numerek, coś niebywałego. Wybieram nagrodę - kocyk. Idę do szatni, przebieram się - bieg mogę zaliczyć do udanych.
Trasa dobrze ubita, oznaczona, wszędzie gdzie można byłoby się zgubić stał ktoś dodając jednocześnie otuchy:) Było ciepło, po paru kilometrach, to nawet gorąco;) Miałam okazję poznać nowych ludzi no i wygrać nagrodę ;P
poniedziałek, 8 lutego 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
czyli lepiej gonic niż uciekac? ;-)
OdpowiedzUsuńchwal sie jaki czas i co to za nagroda! :)
Czas: 58:16
OdpowiedzUsuńNagroda: polarowy koc od Toyoty
Czy lepiej gonić czy uciekać? hehe, filozoficzne pytanie;)
Kasiu Duuuuuuży SZACUN dla ciebie. Kłaniam się w pas.
OdpowiedzUsuńOlivka, chyba chciałaś napisać "Gosiu!" a nie Kasiu :-)
OdpowiedzUsuńJa w niedzielę zalegałam w domu, powiedzmy z lenistwa :-)
fotki mozna obejrzec tu: http://www.maratony.net/gallery/006/01.php
OdpowiedzUsuńi tu: http://www.sportfoto.pl/
OdpowiedzUsuńGratulacje! Za czas i kocyk :-)
OdpowiedzUsuń