niedziela, 8 listopada 2009

Weekend (mimo wesela) ułynął pod 2 mocnymi akcentami biegowymi:
w sobotę GrandPrix Mokotowa - rozgrywane na ściezkach pod mostem Siekierkowskim. Impreza przeniosla sie z Kabat własnie tutaj. Mozna było pobiec 5 lub 10 km. Trasa dość krętymi ścieżkami i można się było troszkę pogubić bo dro
ga nie była dobrze oznaczona, ale po za tym organizacja bez zarzutów. Na miejsce wybrałyśmy się wspólnie z Wiesią, która kibicowała biegaczom. Pogoda była zadawalająca. Troszkę mrzyło, ale nie było zbyt zimno. Sporo znajomych twarzy na miejscu można było spotkać. Przy czym ze znajomych na 5km to biegł tylko Michał ode mnie z pracy. Przyznam się bez bicia: biegło mi się fatalnie. Może i 5km to dobry impuls treningowy przed środowym Biegiem Niepodległości, ale dla mnie to chyba najtrudniejszy i najmniej lubiany dystans do biegania. W trakcie tych 5 km zdążyłam biegnąc zrezygnować najpierw z najbliższych zaplanowanych startów, następnie z jakichkolwiek startów, a nim dobiegłam na metę pojawił mi się w głowie chytry plan w ogóle dania sobie spokoju z bieganiem. dobrze że te moje myśli się nie nagrały nigdzie. Na mecie byłam po 27min6sek. Herbata gorąca+bigos; rozmowy z ludźmi jak to po biegu - wszystko to niczym hormon zapomnienia ... i chyba o tych misternych planach pozapominałam...
bo dziś (niedz) wybrałam się z Bartkiem na sprawdzenie trasy Wawerskiego Krosu. Mieliś
my to zrobić tydzień temu ale sie nie udało więc pobiegliśmy dziś. Trasa o rozmiarze S (17km) po ścieżkach MPK. Początek trasy w okolicach Zimowych biegów Falenickich (Mikołaj kojarzy pewnie to miejsce). Powiem tak: malowniczo było, las piękny, praktycznie zero ludzi, trasa ciekawa, oznaczenia specyficzne na drzewach praktycznie przez większość trasy do odnalezienia (pod koniec się trochę pogubiliśmy bo oznaczeń nie było a Bartek zwykle biega tu trasę L). ale ... ileż można biegać w piachu pod górkę??? na początku trasy jest wbieg na wydmę (tą od tych górskich biegów), na szczęście później biegnie się jej grzbietem - potem spokojniej, bardziej płasko, ale pod koniec pojawiła się przed nami taaaakaaa góra, przy której wymiękłam. nie byłam w stanie na nią wbiec nawet wolno. Serducho wykrzyczało mi tętno: 194 w tym momencie a to przecież trening tylko. hehehe. straciłam nie tylko siły ale i humor. przestałam się odzywać i do końca biegliśmy już bez miłych pogaduszek. aha - po drodze spotkaliśmy biegacza, który robił fotki oznaczeniom i obiegał trasę M, którą - jak nam wyznał - ma zamiar wygrać za tydzień ;-)

miałam w głowie taki plan aby najbliższej zimy spróbować swoich sił na tych biegach górskich ... powiem tak: po krótkim spotkaniu z wydmą, na której się te biegi rozgrywają (i podobno nonstop sie zbiega i wbiega na górkę), nie wiem czy chciałabym się aż tak sponiewierać ;-)

byle do środy - oblodzenia na trasie nie powinno być - mimo przewidywań Arta :-)
aha - mam w Garminie nowe mapki :-) fajne, co?? :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz