sobota, 24 października 2009

(Mini)Maraton w Starej Miłosnej

Trasy w lesie MPK dają się we znaki ale COŚ w sobie mają. Nie wiem jeszcze co, chyba głównie magnez ;-) a w powietrzu nad leśnymi ścieżkami unosi się tam rozpylony w powietrzu hormon zapomnienia (coby nie pamiętać jak tam się cieżko biega) ;-) Dziś Maraton i Minimaraton w Starej Miłosnej. Biuro zawodów i meta w tym samym miejscu co na Wesołej Stówce. Impreza kameralana ale nie powiem - sporo było ludzi. W MiniMaratonie startowalo ok 70 a w maratonie troche mniej. Miły akcent jest taki, że wśród tej niewielkie grupki startujących, sporo znajomych.
Nasze sztafetowe eki
py: Wolność i Szybkość w okrojonych składach ale się pojawiły reperentowane przez Tomka, Piotrka i mnie. Na miejsce przyjechaliśmy wspólnie z Krzychem, którym tym startem kończył regeneracyjną przerwę po Poznaniu i jednocześnie rozpoczynał przygotowania pod Bejrut. Zaraz za nami pojawili się Gosia z Alienem, oraz Paweł i Henio. Paweł - tydzień po Harpaganie - miał tylko kibicować, ale zdecydował się na szybki marsz z kijkami. Organizatorki: Ania i Iza uwijały się, starając się dopilnować wszystkiego.
A organizacyja po prostu SUPER. Trasa przygotowana i oznaczona dobrze (choć Krzychowi zdarzyło się z niej zboczyć na końcówce i
o miasteczko zahaczyć), Wolontariuszy dużo na trasie; zaplecze sanitarne było; jedzonko, napoje - smaczne (Jurka nie mogłam odciągnąć od gorących kubków); i medali nie zabrakło, choć sporo osób zapisywało sie dopiero przed startem. Po doświadczeniach z Maniacką dychą człowiek zwraca uwagę na różne szczegóły - niestety.
Nawet pogoda dopisała - nie padało, było bezwietrznie praktycznie, w zasadzie ciepło. Trasa w lesie sympatyczna, sporo podbiegów, ale nie były wyjątkowo męczące; i trochę pływającego błota na ost prostej. Na tych trasach nie potrafię biegać szybko, ale lubię je. Po sztafecie i Szalonej Maryśce mam słabość, nawet jeśli nie udaje się biegać szybko.

Biegłam z Jurkiem - obiecaliśmy sobie, że biegniemy razem. Było kilka małych kryzysów (np.: "Mamo uszy mi zmarzły,nie biegnę dalej!") ale przebiegliśmy całość, większość za rękę (hihihi, co zrobić), nawet kilka osób wyprzedzić się udało. A na ostatnich metrach skubaniec dodał gazu, jak tylko błoto się skończyło i normalnie nie mogłam go dogonić, aż tętno podskoczyło mi do 200 ;-) na metę wpadłam chwilę za Jurkiem. Czekały na nas medale, pyszne ciacha, gorąca herbatka. Zdjęcia z medalami porobiliśmy, i trzeba było się zbierać do domu.
Maratończycy startowali 15 minut po nas i mieli do zrobienia 6 pętli. Ze znajomych biegł Jacek. Czołówka wyprzedziła nas na trasie. Kiedy odjeżdzaliśmy, ta właśnie czołówka (osoby z mniej więcej 1szej dziesiątki) kończyła 3cie okrążenie. Zdjęcia do obejrzenia: TU
Dodaje wyniki (Tomkowi i Piotrkowi niewiele zabrakło, żeby być w 1szej dziesiątce - 4 sekundy):
11 Tomek 00:32:40
12 Piotrek 00:32:42
31 Krzysiek 00:39:08
33 Alien 00:39:45
44 Gosia 00:42:41 K-10
48 Karola 00:48:03 K-12
49 Jurek 00:48:19
53 Henryk 00:50:46
55 Paweł 00:52:34

2 komentarze: