czwartek, 20 sierpnia 2009

gps się przydaje w obcym mieście

Miałam przyjemność pobiegać sobie chwilkę wczoraj po Wrocławiu. Gdzieś między jedną a kolejną aktywnością zawodową upchnęłam wypad biegowy w obce w zasadzie miasto. Biegnę sobie spokojnie, przebiegam Odrę, i staram się trzymać jej lewego brzegu, i wydaje mi się że jak rzekę dowolnym mostem przekroczę i zawrócę to zatoczę kółko, i będę z powrotem w okolicach rynku. Kolegom z pracy obiecalam, że za godzinę wrócę... po uplywie mniej więcej 40 min przebiegłam najbliższym mostem na drugą jego stronę ale starówki nie mogłam wypatrzeć (żęby nie powiedzieć że okolica generalnie wyglądała dziwnie mało miejsko), i postanowiłam podpytać przechodniów czy na rynek to dobrze się kieruje. Ich miny jak już zadawałam pytanie mówiły same za siebie: Rynek jest w kij daleko kompletnie z innej strony! Się nieźle zdziwiłam jak na garminie sprawdziłam mapkę. Faktycznie wyglądało na to, że się cały czas oddalałam i wogóle nie zawracałam mimo subiektywnego wrażenia, że jadnak zawracam ;-) hehehe
Orientacja nawet w mieście wymaga chyba jakiegoś 6tego zmysłu.
Do hotelu wróciłam, zamiast godzinki - nie było mnie półtorej. Dobrze, że nie miałam pulsometra bo wracałam w niezłym pośpiechu, przy dużym upale i chyba wolałabym nie widzieć co moje serducho na to ;-)
aha - nie spotkałam nawet pół biegacza. dziwne... w sumie za chwile maraton we wrocławiu będzie ... chyba że rozsądnie w okolicach 17stej przy tej pogodzie nie biegają ;-)
po za tym: ładne miasto ten Wrocław :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz