Dnia 23 maja odbył się, z moim udziałem, maraton w Edynburgu.
Pogoda przed biegiem była bardziej hiszpańska niż szkocka. Musieliśmy sobie kupić krótkie spodenki i sandały, bo wzięliśmy spodnie długie i nawet "gumaky".
Gdy rano wstałem i zjadłem śniadanie ;-) niebo było zachmurzone i nawet trochę kropił deszczyk. Pomyślałem, że idealna pogoda biegowa. I idealna była przez pierwszą godzinę. Później zrobił się upał.
Mi do pewnego momentu biegło się bardzo dobrze. Nawet nie zauważyłem, jak przebiegłem 10 kilometrów. Na półmetku czułem się niezmęczony, a na 30-tym kilometrze zastanawiałem się czy dam radę na końcówce przyspieszyć. Ale na 8-mym kilometrze mnie "postawiło". Po przerwie na napój poczułem, że nie mogę zacząć biec. Następne kilka kilometrów to był marsz przeplatany biegiem i negocjacje z własnym organizmem ;-) Zakończone sukcesem dopiero po ok. 3-4 kilometrach. Końcówkę już przebiegłem, ale po mecie nie miałem siły stać w kolejce do pamiątkowego zdjęcia. Mój dziesiąty maraton mój ukończyłem w czasie - 3:56.19.
Na szczęście do odbioru sprzętu szło się z 15 minut, więc w tym czasie doszedłem trochę do siebie. Mogłem usiąść bez obawy, że nie dam rady wstać ;-)
Organizacja biegu była bardzo dobra. Trasa na początku delikatnie z górki, ale od 10 kilometra cały czas w górę albo w dół. Niby wzniesienia niewielkie, ale trochę wchodziło w nogi. Uczestników było 23000, ale wliczając maratończyków, półmaratończyków i sztafetowców. Maraton ukończyło ok. 9500 zawodników. Kolejny raz biegłem w "brytyjskim" systemie pomiaru. Tylko 26 mil zamiast 42 kilometrów. Dopóki jest się wypoczętym to działa to dobrze na psychikę, ale w kryzysie nie pomaga, bo strasznie długo czeka się na kolejną tabliczkę z numerem ;)
Myślałem, że kolejne dni będą katorgą, ale skończyło się na pęcherzu na małym palcu od nogi prawej i niezbyt dużymi zakwasami (oj, schodów nie lubiłem). Najbardziej bolał kark i prawa ręka od opalenizny ;-)
Ale i tak miałem dobrze, bo jeden uczestnik umarł, a 185 straciło przytomność z upału. Chociaż z tym zgonem to trochę dziwna rzecz, bo gość miał zawał na pierwszej zmianie sztafety, a wtedy jeszcze było chłodno.
Trochę międzyczasów:
10 km - 50:34
Połówka - 1:49.50
30 km - 2:40.41
Tutaj kilka zdjęć.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
to chyba pierwsza relacja w ktorej mamy statytski typu ile osob zwieziono ... obyśmy nawet jak jesli lato dopisze z temperaturami zamiast czasów nie musieli ekscytować się właśnie takimi liczbami
OdpowiedzUsuńMiki - gratki :)