Półmaraton Ślężański 2010 przeszedł a raczej przebiegł ;-) do historii. Trzeba powiedzieć, że nie taki diabeł straszny jak go malują! Ja, Natalia i Karola z uśmiechami wpadaliśmy na metę. Każdy zadowolony z pokonania tej niełatwej trasy w bardzo dobrej formie. Napis na koszulce: Biegam bo lubię, niejednego wyprzedzanego, szczególnie na ostatnich kilometrach, prowokował do uśmiechu. Pogoda dopisała. Było cieplutko i wiosennie. Aż przyjemnie się biega w takich warunkach: wreszcie na krótko, po długiej, mroźnej i śnieżnej zimie. Mieliśmy tylko obawy czy aby na Tąpadłach nie zastaniemy lodu, całe szczęście jednak, że parę dni ciepłych i słonecznych skutecznie go wytopiły. Następnego dnia mieliśmy jeszcze na tyle sił, że zdobyliśmy Wielką Sowę - chyba jednak za mało było nam podbiegów ;-). Za rok na pewno nie odpuścimy tego biegu. A i innych również będziemy namawiać!
cóż ... czasem sie okazuje że diabel (w tym przypadku półmaraton) nie taki straszny jak go malują ;-)
OdpowiedzUsuńBez nerwów i wyśrubowanych ambicji udalo się zdobyć kolejny medal, i dotrzeć do mety z uśmiechem na ustach, i dobrym towarzystwie chlopakow ze Swiebodzic ;-)
było przesympatycznie, a ile sie przy okazji naplanowałysmy z Natalia odnośnie najblizszego weekendu ... to nasze :-)
Gratulacje!
OdpowiedzUsuńKarola,
OdpowiedzUsuńwcale się nie dziwię, że pólmaratony dla Ciebie już niestraszne. Skoro się trzaska jeden po drugim tydzien w tydzien...i jeszcze w przerwach jakieś jaskinie, bunkry, nietoperze, żmije, sowy, żaby...
że o chłopakach ze Świebodzic nie wspomnę;)