Walczyłam 15 minut zanim się zwlokłam z łóżka - udało się jednak, chyba wymówek było za mało (pogoda ładna, widno, wczoraj poszłam wcześniej spać, miałam już naszykowane ciuchy,...).
I całkiem fajnie się biegło i podziwiało zdziwione miny mijających mnie kierowców :-)
Fajnie byłoby żeby takie bieganie rano weszło w krew...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
przyznam się, że ja też rano chciałabym biegać. a tak bardziej konkretnie to jutro rano planuje sprobować zrobić Królikarnie + 10x górkę.
OdpowiedzUsuńSzacun!
OdpowiedzUsuńJa kiedyś też miałem taki okres w moim życiu, kiedy biegałem rano. I to w zimę! Nagorzej było jak miałem mierzone odcinki. Wstawałem jak jeszcze było ciemno, jechałem metrem do Natolina, do lasu dobiegałem jak świtało, biegałem a potem wracałem cały mokry metrem jak ludzie już jechali do pracy :-)
Potem mi przeszło jakoś... ;-)
no to dopiero szacun! Miałeś pewnie zawsze wolną przestrzeń wkoło w tym metrze :-)
OdpowiedzUsuńZimą - kiepsko, jak tu wstawać w środku nocy...
odpuszczam sobie rane bieganie bo mam mega lenia:(
OdpowiedzUsuńTo może ja zadzwonię jutro 6 rano aby spytać się czy już przygotowujesz się do biegania ? :)
OdpowiedzUsuńhehehe... mądrala :) jak tam pogoda w Rydze? warunki biegowe dobre? wynegocjowales juz w domu start w Kieracie?
OdpowiedzUsuń