piątek, 5 czerwca 2009

A słowo ciałem się stało...

To było wczoraj. A stało się tak... Najpierw 5 godzin za kółkiem - upssss to chyba nie ta kategoria. Po szczęśliwym zaparkowaniu pod domem rodziców pobiegłam sobie do cioci po symulację rat kredytu. Wydawało mi się, że biegnę na drugi koniec miasteczka i że będzie to trwało w nieskończoność... Okazało się, że w pamięci pozostały mi perspektywa milickich odległości z punktu widzenia dziecka :) Do cioci biegłam jakieś 7 minut. Jak zobaczyłam potencjalną wysokość rat kredytu tętno mi skoczyło dosyć mocno, ale co tam - z powrotem od pierwszych sekund zdyszana pobieglam sobie naookoło Milicza, przez las, przez swoje osiedle. I znowu... wydawało mi się, że tym razem to naprawdę biegnę na koniec świata a biegłam raptem 20 minutek. Także miałam taki spokojny traning.
W poniedziałek zaś, czyli kilka dni temu robiłam sobie na PM przebieżki latarniowe. Latarnie w parku są jakieś oszukane - 3 latarnie nie równają się 3 latarniom na ulicy. Następnym razem trzeba będzie zwiększyć dystans :)
W sobotę, w ramach solidarności z Agą i Karolą - będę biegać między ławkami moich słuchaczy :) w niedzielę też:) Dziewczyny trzymam mocno kciuki za udaną imprezę! mnóstwo wrażeń i syndrom zapomnienia na mecie !!!!!
ps. chyba się starzeję - pokazywałam mamie zdjęcia z truskawki i się normalnie wzruszyłam :)

2 komentarze:

  1. nie wiem na jaki kredyt się szykujesz, ale mi jeszcze bicie serca przyspiesza info o wzroście kursu franka ... :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzymaj mocno kciuki, bo tego, przynajmniej ja, będę potrzebować!!! W Gdyni liczę na mojego prywatnego peacemakera - Karolę, jak dam radę, choć z moim tętnem...to już do piachu! hi,hi,hi :)))

    OdpowiedzUsuń